wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 1-Książę Verdas


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja.



Nie wytrzymam dłużej. Dlaczego to całe przyjęcie weselne musi trwać w nieskończoności? Nie dość, że udaję szczęśliwą i spełnioną kobietę u boku Tomasa, to jeszcze muszę oglądać Leona miziającego się z Francescą.
Tak. Właśnie tak wyobrażałam sobie najważniejszy dzień w moim życiu. Śmierdzi tu sarkazmem.
-Mogę prosić pannę młodą?-z przemyśleń wyrywa mnie mocny męski głos. Odrywam wzrok od swoich butów i spoglądam przed siebie. Leon. Niepewnie ujmuję jego dłoń, że też musiał poprosić przy wolnym kawałku.
Owijam swoje ręce wokół jego szyji, a dłonie szytana po chwili wędrują na moją talię.
-Pięknie wyglądasz.-zalewam się rumieńcem.-Zawsze chciałem mieć taki ślub. W dodatku z taką kobietą.-zaczynam lekko chichotać. Oj Verdas chyba przegiąłeś z alkoholem.
-Dziękuję.-dukam niepewnie i lekko wzdycham. Właśnie tańczę wolnego z moim ukochanym, który jest dla mnie całkowicie nieosiągalny mimo tego, że obaj pochodzimy z dobrych sfer.
-Czy ja cię zawstydzam, Castillo?-odpuszcza dość mocny ucisk na mojej talii, by unieść mój podbródek. Tak, nie przyjęłam nazwiska Tomasa m.in. przez wzgląd na to, że w mojej branży jestem rozpoznawana dzięki mojemu panieńskiemu nazwisku oraz, że Castillo brzmi sto razy lepiej niż Heredia.
-Nie.-rzucam odwracając wzrok od jego błękitnych tęczówek, w których zawsze się topie.
-Odbijamy.-Cholera! Tomas! Musiałeś przerwać?! Na swojej talii nie czuję już niezwykle męskich dłoni Verdasa, zostały zamienione na delikatne rączki Heredi. Violka! Co jest z tobą nie tak? Całe wesele gardzisz w myślach Tomasem, a Leon stoi na piedestale. Powinno być odwrotnie. Chyba. To takie trudne. Chcę zapomnieć o mężczyźnie, który sprawia, że moje zmysły wariują, a serce zdaje się wyskoczyć z klatki piersiowej. Niestety. To nie takie proste jak ci się zdawało, Castillo. Tańcząc z brunetem nie czuję już tego samego co parę minut temu, gdy byłam obejmowana przez szatyna.
-Muszę do toalety.-wyrywam mężczyznę z zatapiania się w mojej osobie.
-Wróć szybko.-szepcze mi ucho z cwaniackim uśmieszkiem. Niestety to zwiększa tylko moją niechęć do jego osoby.

~

-O matko, Violka! Co to było?-Ludmiła. Moja przyjaciółka. Wie o wszystkim. O całej miłości, którą darzę Verdasa. Zawsze mnie wspiera.
-Nie mam pojęcia.-wzdycham rzucając się w jej ramiona.
-Nie masz pojęcia jak to wszystko wyglądało...-zacina się po czym kontynuuje.-Jakby to Leon był panem młodym, a Tomas tylko dodatkiem na waszym weselu. Wszystkim rzuciło się w oczy z jakim pożądaniem patrzysz na Verdasa.-po jej słowach nie wytrzymuję. Po moich policzkach mimowolnie zaczynają spływać dziesiątki gorzkich łez.
-Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?-Sama dziwię się sobie, że zadaję jej takie bezsensowne pytania mając nadzieję, że mi na nie odpowie.
-Nie mam pojęcia Violu. Musisz o nim zapomnieć.-gładzi dłonią moje włosy, to zawsze mnie uspokajało.-Teraz chodź już. Przyjęcie za niedługo się skończy.-posłusznie podążam za blondynką.

~

-Violetta! Wróciłaś.-Widok Heredii zabawiającego się z jakąś wypacykowaną lalą wcale mnie nie rusza.-Chodź potańszyć!-wkradają się błędy gramatyczne. Tak, upił się w trzy dupy.
-Nigdzie nie ide! Jestem zmęczona! Pozatym nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, gdy jesteś w takim stanie.-unosi ręce w geście obronnym i kontynuuje zabawę w towarzystwie równie pijanej brunetki.
Mam dosyć. Nogi zaraz mi odpadną, a oczy odmawiają posłuszeństwa. Niezauważona udaję się do jednego z pokoi hotelu Verdas, w którym mieliśmy zamówioną dzisiejszą noc.
Wchodzę do ciemnego pokoju, a przed zapaleniem światła porządnie obijam się o jakąś komodę.
-Cholera! Po co to coś tutaj stoi?!-niezauważając obecności szatyna w pomieszczeniu zaczynam głośno krzyczeć.
-Spokojnie. To nie ona jest tutaj winna.-odzywa się wyraźnie rozbawiony.
-Ciebie co tak śmieszy? Co ty w ogóle tutaj robisz?-rzucam szorstko. Niech wie, że Violetta Castillo to nie byle kto.
-Śmieszy mnie twoje zachowanie. Jak się wkurzasz to tak słodko marszczysz nosek.-O matko! Czuję jak zalewam się rumieńcem po raz kolejny dzisiejszego wieczoru. Violetta uspokój te motyle w żołądku!-A i jestem tutaj, bo to mój hotel oraz jestem gościem na twoim weselu.
-Śmieszne. Ale co robisz w moim pokoju?-ponawiam pytanie.
-Twoja mama poprosiła mnie, abym poszedł i sprawdził czy wszystko z tobą ok, bo twój małżonek nie nadaje się już dzisiaj do niczego.-zaczyna chichotać na co ja nie wytrzymuję i dołączam do niego.
-Jest ok. Możesz już iść.-wskazuję dłonią na drzwi, jednak marne.
-Ok? To spójrz na swoje ramię.-spoglądam lekko niedowierzającym wzrokiem. Niby nie groźne zderzenie z komodą, a jednak powoduje jakieś uszkodzenia.
-Dam sobie radę. Możesz iść do Francesci.
-Francesca bawi się z Tomasem, a ja cię nie zostawię dopóki nie będę miał pewności, że jesteś bezpieczna.-zbliża się do mnie na co ja reaguję przeciwnie.-Violetta daj sobie pomóc! Przecież krew ci leci. Chodź zrobię ci opatrunek.-wyciąga dłoń w moją stronę, którą ja niepewnie ujmuję i prowadzi mnie do łazienki.-Usiądź.-wskazuje na skraj wanny, a ja posłusznie spełniam jego polecenie.
-L-Leon, bo ja... boję się wody utlenionej.-spuszczam głowę, a on unosi ją za podbródek. Patrzę w jego oczy i widzę w nich. Troskę?
-Będę starał się najbardziej delikatnie jak potrafię.-na te słowa unoszę kąciki ust. Czuję się przy nim tak bezpiecznie. Tak swobodnie. Dlaczego to właśnie on nie może być mój?
-Auć!-przygryzam dolną wargę, gdy on przykłada gazę do rany.
-Spokojnie.-posyła mi szczery uśmiech po czym dmucha lekko w ranę. Przez moje ciało przechodzą przyjemne prądy. On jest cudowny!
-I gotowe.-kończy doklejając ostatni plaster.
-Skończone?-pytam przez zamknięte oczy. Nie uzyskuję odpowiedzi, słyszę tylko jego chichot na co lekko szturcham go w ramię.
-O nie! Tak nie będziemy się bawić.-tymi słowami wprawia mnie w lekkie osłupienie i dobrze to wykorzystuje. Rzuca się na mnie i zaczyna łaskotać. Trafia w czuły punkt. Mój brzuch. Nie chce przestać, a ja śmieję się jak opętana. Jednak, gdy widzi, że już nie mogę, odpuszcza.

~

Już przebrana i gotowa do snu wchodzę do sypialni.
-Nadal tu jesteś?-rzucam pytanie mężczyźnie, który siedzi na fotelu obok łóżka. Jego włosy są w lekkim nieładzie, co tylko zwiększa moje pożądanie. Mam ochotę się na niego rzucić, wbić się w usta, zaplątać się w tej czuprynie, wtulić się w jego tors i już nigdy go nie opuszczać. Marzenia.
-Czekałem, aż przyjdziesz. Teraz mogę już iść.-powoli wstaje z fotela.
-Leon?
-Tak?
-Mógłbyś ze mną zostać, aż zasnę?
-Oczywiście.-Czy ja właśnie ujrzałam w jego oczach tańczące iskierki? Nie. Zdawało ci się.
-Dziękuję.-odpowiadam szeptem i czuję ja zakłada kosmyk moich włosów za ucho. Ponownie przechodzą mnie ciarki.
Nie zastanawiając się gdzie znajduje się Tomas, szybko udaję się do krainy Morfeusza, by śnić o moim księciu Verdasie. Teraz liczy się tylko jego obecność.


***
Hejka naklejka! Oto mój pierwszy rozdział. Jestem z niego dumna.
Od razu bum i Leonetta haha *_*
Oby Wam się spodobał! Piszcie w komkach.
Ja w ciągu dalszym zapraszam do zapoznania się z zakładkami!
Mykam i zostawiam was sam na sam z moim rozdzialikiem hihi 

niedziela, 28 czerwca 2015

Prolog


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja.


Dzisiaj. To dzisiaj jest ten dzień. Dzień, w którym całkowicie oddam się mężczyźnie. Dzień, o którym marzy każda kobieta. Ale stop! Przecież małe dziewczynki marzą, aby poślubić ukochanego mężczyznę. Ja też tak kiedyś marzyłam, nadal tak marzę, ale dziś robię coś co jest sprzeczne z moimi marzeniami. Wychodzę za mąż za Tomasa. Z rozsądku? Sama nie wiem. Z miłości? Nie! Ona należy do Leona. Leona Verdasa. Słynnego na całym świecie producenta filmowego i współwłaściciela pięciogwiazdkowych hoteli Verdas ze swoim ojcem Maximiliano, rozsypanych na całym świecie. Zakochałam się w nieosiągalnym mężczyźnie. Dlaczego? Niestety, mój tata, Alejandro Castillo jest reżyserem znanych produkcji filmowych, a jego restauracje mieszczą się w hotelach Leona i jego ojca. W skrócie, współpracuje z Verdasami. Natomiast nasze matki, kiedyś modelki Mariana Castillo i Cecilia Verdas, stworzyły wspólnie agencję modelek Castillo&Verdas Model's, najbardziej znaną w USA i Europie. Pytanie tylko dlaczego zakochałam się w Verdasie? I dlaczego akurat Tomas, zwykły kucharz jednej z restauracji mojego ojca? Leona kocham od kiedy skończyłam studia i zostałam managerką hoteli Verdas. Moi rodzice mimo swojego majątku i pozycji w świecie, zwracają uwagę na serce oraz charakter Tomasa, a jego serce i charakter są wspaniałe. Lecz co z tego? Kiedy ja kocham Leona, u którego nie mam szans, ponieważ jego dziewczyną jest włoszka Francesca Cauviglia, główna modelka agencji naszych matek.
-Viola co z tobą?!-usłyszałam krzyki Ludmiły, dobiegające zza drzwi łazienki.-Goście nie będą czekać całej wieczności! Wyłaź!-posłusznie opuściłam pomieszczenie, po czym mimowolnie opadłam na łóżko w sypialni.
-No już! Idziemy!-wyciągnęła do mnie rękę, którą ja delikatnie ujęłam i cicho westchnęłam.

~

Stoję przed ogromnymi drzwiami świątyni. Za moment się otworzą! Nie mogę wytrzymać tej tremy. Tego strachu! Nagle usłyszałam muzykę wydobywającą się z fortepianu, a drzwi zaczęły się uchylać, jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki, wszyscy wstali. Ruszyłam lekkim i niepewnym krokiem. Idąc cały czas zerkałam raz na rodziców raz na Ludmi. Nie chciałam spotkać się ze wzrokiem Tomasa. Wyczułby, że coś jest nie tak. Droga pod ołtarz była dla mnie wiecznością, więc gdy już ją skończyłam, głośno odetchnęłam na co Tomas uniósł pytająco jedną brew, a z tłumu ludzi siedzących w ławkach usłyszałam chichot Verdasa i szepty Francesci, która go uspokajała. Nie mogłam wytrzymać i sama zaczęłam lekko chichotać.
-Wszystko w porządku?-usłyszałam szept Tomasa, który uniósł moją głowę, łapiąc za podbródek, aby spojrzeć mi w oczy.
-Tak.-szepnęłam i lekko uniosłam kąciki ust.
-Tak więc przejdźmy do ceremoni.-po usłyszeniu donośnego głosu kapłana, wszyscy spoważnieli.

~

-Zostaliście mężem i żoną! Pan młody może pocałować pannę młodą.-wystarczyło kilka słów przez które poczułam niechęć do Tomasa. Nie chciałam go całować. Jednak on powoli zbliżał się do moich ust. Zdziwiłam się, gdy tylko lekko je musnął, ale odetchnęłam z ulgą. Po co ja to wszystko robię? Dla rodziców? Nie! Oni uważają, że mam być z tym z kim będę szczęśliwa. Dla Tomasa, który jak ja w Leonie, zakochał się we mnie na zabój? Nie! Nie poświęciłabym się tak dla niego. Czuję do niego tylko przyjacielską miłość. Więc jak zwykle Verdas. Robię to, żeby o nim zapomnieć. Logiczne! Ale czy mi się to uda? Czas pokaże.


***
Witam! Witam moich wiernych czytelników i miejmy nadzieję kolejnych.
Oto i jak prezentuje się prolog nowej historii.
Powiem Wam tyle, że w niej Leonetta nie będzie miała tak łatwo.
Zapoznajcie się z zakładką nowych bohaterów!
A w trakcie historii zadawajcie pytania bohaterom w specjalnie przeznaczonej do tego zakładce. ;*
Pozdrawiam i liczę na miłe komki! ❤
Justaaa.

Epilog


'W życiu bo­wiem is­tnieją rzeczy, o które war­to wal­czyć do sa­mego końca.'~Paulo Coelho 


Ktoś...

Dziś mija kolejny rok od momentu kiedy Martina dowiedziała się, że nie potrafi chodzić. Od tego dnia stale wierzyła w to, że przyjdzie moment, w którym na nowo stanie o własnych siłach. Miała wsparcie w swoim ojcu, cioci, w Jorge i przyjaciołach.
Dzięki nim i sobie codziennie z- uniesioną głową-walczyła,  mimo wielu przeciwności losu.
Jej celem było spełnienie się w aktorstwie.
Dzisiaj może z ręką na sercu przyznać, że cel został osiągnięty.
Została znaną serialową aktorką. Żyje u boku przystojnego serialowego aktora-Jorge, z którym w niedalekiej przyszłości planuje powiększenie rodziny.
Ich oboje otaczają przyjaciele, na których mogą polegać od początku.
Oni przeszli trudną drogę w życiu, a mimo to dzisiaj są spełnionymi ludźmi. A ty?
Każdego w życiu napotykają przeciwności losu, jednak zawsze należy pamiętać, że po nocy nadchodzi dzień. Trzeba pamiętać, iż zawsze warto walczyć i wierzyć, bo nadzieja umiera ostatnia, a mając przy sobie ludzi, których kochamy jesteśmy w stanie przenosić góry.
Więc nigdy nie poddajcie się w dążeniu do celu mimo sytuacji Wam nie sprzyjającym lub przez osoby, które chcą dla was źle. Po prostu rozwińcie skrzydła i spełniajcie marzenia.

***
I... koniec! ;* Oficjalnie zakończyła historię, która dała mi dzisiejszych czytelników. Dziękuję Wam, że ze mną byliście i mam nadzieję zostaniecie przy nowej historii.
Dzisiaj pojawi się prolog i zmieni się nagłówek oraz nazwa bloga. Pojawią się też nowe zakładki, do których zapoznania się zachęcam. 
Nie będę przedłużać. ;* Czekajcie na prolog! ❤ 
Justaaa.

piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 17:"Gratuluję."


Rozdział dedykowany Dolor.
Miłej lektury kochana! ;* 



Tini

Nie byłam w stanie spać w nocy. W głowie cały czas mam dzisiejsze badanie. Z jednej strony czuję, że będzie dobrze, a z drugiej nie mogę opędzić się od złych myśli. Ostatecznie jednak wybieram opcje-spojrzę na zegarek. O cholera! 9:00! O 10:00 muszę być w szpitalu. Dlaczego nikt po mnie nie przyszedł?
-Olga!-Nie mogę uwierzyć, że potrafię się tak wydzierać.
-Spokojnie panienko. Śniadanie już gotowe, a pod prysznic pójdzie panienka jak wróci.-Nie potrafię się na nią gniewać. Wybaczam.
-Rozumiem. Pomożesz mi się ubrać?-O co poprosiłam ona uczyniła.

~

Dlaczego droga do szpitala się tak ciągnie? Czuję, że spędziłam tutaj już połowę swojego życia. Nie przesadzaj Tini!-mówi moja podświadomość.
-Dawaj Ramallo! Wciśnij no mocniej ten pedał.-Tini spokojnie.
-Nie chcę spowodować wypadku.-Jest tak skupiony na drodze, że nawet na mnie nie spojrzy.
-Sztywnial.-szepnęłam, a on lekko zachichotał.-Kurde! Tini! Następnym razem postaraj się ciszej.

~

Dojechaliśmy! Matko jesteśmy na miejscu i gdyby nie to, że Jorge też przyjdzie chyba nie dałabym rady.
Szybko-mam nadzieję, jeszcze-wjeżdżam wózkiem do wysokiego budynku i kieruję się w stronę windy, która przez ostatnie tygodnie była moją wybawczynią.
Opuszczamy z tatą windę i obaj jesteśmy zszokowani tym co widzimy.
-Co wy tutaj robicie?-rzucam na powitanie, gdy widzę, że wszyscy przyszli. Mam wspaniałych przyjaciół.
-Nie dałem rady ich zatrzymać, tak się uparli.-odzywa się Jorge, wywołując u wszystkich delikatny chichot.

~

-To już wszystkie badania. Zapraszam jutro po wyniki.-z dyskusji przyjaciół wyrywa mnie głos lekarza.
-Dziękujemy Panu bardzo!-rzucił mój tata-Zjawimy się jutro.-Nie! Znowu to samo. Noc nie przespana. Nie mogą tak po prostu sprawdzić czy nie mogę chodzić? Nie, bo przecież nie mogę jeszcze wstawać i się przemęczać, ale mi się nie chce dłużej czekać. Chcę już mieć pewność, że mogę normalnie funkcjonować. Chcę już wiedzieć czy mogę zagrać w serialu. Chcę po prostu chodzić. Ta noc będzie dla mnie najgorszą.

~

-Następny!-słysząc głos lekarza natychmiast ruszam z tatą w stronę gabinetu. Jesteśmy w środku. Gabinet jest mały jednak przez białe ściany, optycznie zdaje się być przestronny. Biurko lekarza stoi na samym środku, a przy nim ogromny biały fotel za którym widnieje dość duże okno dające widok na centrum Buenos Aires. Sama chciałabym posiadać taki gabinet, jest bardzo nowoczesny. Lekarz stoi przy podświetlanej tablicy, na której wiszą wyniki wczorajszych badań.
-Dzień dobry.-zaczyna mężczyzna-Proszę usiąść.-wskazuje na krzesła stojące przed jego biurkiem.
-Panie doktorze, proszę do rzeczy. Jak wyszły wyniki badań mojej córki?-lekko ujmuję dłoń mojego taty, a on opuszkiem palca gładzi moją dłoń.
-Nie będę przedłużał. Wyniki badań panny Stoessel bardzo się poprawiły. Krótko mówiąc odzyska pani na stałe czucie w nogach. Gratuluję.-mówi z ogromnym uśmiechem na twarzy. Dzięki tym słowom wiara w rzeczy niemożliwe powróciła. Teraz muszę już tylko czekać, aż całkowicie zregeneruję siły i będę mogła spełnić nareszcie moje marzenie.

***
Witam Was w ten cudowny piąteczek rozpoczynający nasze upragnione wakacje!
Tak się strasznie cieszę, bo mogę odpocząć, zregenerować myśli i w pełni oddać się nowej historii. *_*
Co do rozdziału, to dzisiaj tylko z perspektywy Tini, bo... Bo to koniec. 
Jutro lub w niedziele pojawi się epilog kochani! ;* 
A po nim od razu wrzucam prolog nowego opowiadania i mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i przyciągnie większą liczbę czytelników. 
Ja nie przedłużam, życzę Wam ZDROWYCH, SZCZĘŚLIWYCH, BEZPIECZNYCH ORAZ WESOŁYCH WAKACJI! ❤ Justaaa.


niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 16:"Jestem taki dumny!"


Rozdział dedykuję Pa ti! 
Sama wiesz dlaczego.;** Miłej lekturki! ❤


Jorge 

Myślałem, że będzie mi ciężko przyglądać się pracy rehabilitantki, ale Tini jest taka silna. Tak dobrze sobie radzi.
-Martino teraz mam do ciebie prośbę. Chciałbym byś powoli spróbowała wstać z wózka. Ja i twój chłopak będziemy cię asekurować. Spróbujesz?-Tini lekko pokiwała głową, na co ja się do niej zbliżyłem. Nie mogłem powstrzymać narastającego strachu, ale dla niej muszę być silny. Nie mogę jej teraz zawieźć. Tini spokojnym tempem zaczęła podnosić się z wózka. Ja stałem naprzeciwko niej, a rehabilitantka zaraz przy niej. Stało się! Tini stanęła na równe nogi i nie upadła. Nadal stoi!
-Czuję je! Jorge! Czuję moje nogi!-zaczęła krzyczeć z niepohamowanej radości przez co zbiegli się wszyscy domownicy.
-Wspaniale! Skarbie wspaniale!-złapałem ją za obie dłonie i obdarzyłem szczerym uśmiechem, a z jej oczu popłynęła łza radości, którą skutecznie starłem kciukiem.
-Brawo Martina! Teraz powoli usiądź nie przemęczaj się.-poradziła jej sprawczyni tego cudu, po czym udała się wraz z ojcem Tini do jego gabinetu, a ja mogłem z całych sił wyściskać mojego aniołka.

German 

-Gratuluję Panie Stoessel! Ma pan dzielną córkę!-te słowa sprawiły, że moje serce prawie wyskoczyło z klatki piersiowej.
-Dziękuję! Wiem o tym! Tak więc co teraz?-spytałem.
-Myślę, że zaszliśmy już daleko. Teraz musi pan wybrać się z Martiną do lekarza, on postawi ostateczną diagnozę.
-Zrobię to już jutro!-oznajmiłem-Dziękuję pani bardzo! Nie zapomnę tego!-uścisnąłem jej dłoń w ramach podziękowań.
-To moja praca. Będę już szła. Do widzenia!-uśmiechnęła się szeroko i opuściła mój gabinet. Zostawiając mnie tym samym, sam na sam ze swoimi przemyśleniami. Jestem taki dumny! Maria też by była. Mamy wspaniałą córkę. Ja sam wieczorami miewałem chwilę załamań. A Martina? Nigdy się nie poddała. Do końca wierzyła.

Lodo 

Co ci dwaj znowu kombinują? Zawiązali mi oczy opaską i prowadzą mnie jak jakąś niewidomą, wbrew mojej woli.
-Jeszcze trochę Lodo! Wytrzymasz!-usłyszałam głos Facu.
-Idziemy na skróty stary? No wiesz przez te krzaki.-usłyszałam chichot Facu na co szturchnęłam ramieniem Samu, który podsunął tak głupi pomysł.
-Dobra chłopcy, dość!-starałam się krzyknąć na całą przestrzeń w której się znajdowałam, ale któryś głąb zasłonił mi usta. No tego już za wiele! Czuję się jakbym była porywana.
-Już jesteśmy. Trzeba było się tak buntować?-kiedy odsłonili mi oczy ujrzałam przed sobą ławke, a na niej ogromny bukiet czerwonych róż. Gdy odwróciłam się zdezorientowana, tych pacanów już nie było.
-Co to ma znaczyć?-szepnęłam do siebie, łapiąc bukiet.
-To dla ciebie.-usłyszałam szept nad uchem i nagle moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Odwróciłam się, a tam stał ON. We własnej osobie. Diego Dominguéz.
-Potrzebowałeś do tego tej dwójki? Nie wystarczył przyjść do mnie? Zwyczajnie pogadać?
-Szczerze? Bałem się. Po prostu się bałem.-Chciałam być twarda, ale przy nim najwyraźniej mi to nie wyjdzie.
Zbliżyłam się do niego i złączyłam nasze czoła patrząc mu głęboko w oczy.
-Nie miałeś czego...-wydusiłam-ale wybaczam.-Odetchnął z ulgą.
-Lodo...
-Tak?
-Ja... Ja... Bo ja... Ja cię...-chyba trzeba załatwić mu logopedę.-kocham. Kocham cię!-Cholercia! Tak długo czekałam na te dwa słowa.
-Nareszcie! Ja też cię kocham! Na maksa!-na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech przez co pojawił się jego rząd białych pereł.
-Bądźmy szczęśliwi! Od teraz i na zawsze!-po tych słowach nie wytrzymałam. Wbiłam się w jego usta z ogromną namiętnością.

Cande 

-Alba ja już nie wiem gdzie oni mogą być.-rzuciłam obojętnie.
-Patrz Mechi i Rugg!-wskazała na parę idącą w naszą stronę.
-Hejka!-krzyknęłam.
-Siemka!-zaczął Rugg.-Gdzie jest Samu i Facu?-a skończyła Mechi. Zauważyłam ten chytry uśmieszek na twarzy Rugga.
-Ty coś wiesz?-zanim cokolwiek powiedziała Alba zrobiła to za mnie.
-Nie będę owijał w bawełne. Poszli zesfatać Diego z Lodo.
-Właśnie zapomniałabym! Podziękuj im odemnie i Ruggero. Dzięki nim teraz jesteśmy razem.-Razem z Albą nie mogłyśmy ukryć zdziwienia na słowa Mechi.
-To my już pójdziemy! Macie z nimi do pogadania.-wskazali na chłopaków, którzy kierowali się w naszą stronę.
-Dalej jesteście na nas złe?-spytał Samu.
-Ja nie jestem! Mam najlepszego chłopaka na świecie.-Alba wyprzedziła moje słowa po czym wbiła się w usta Facu.
-No, a ty skarbie?
-Nie potrafię być na ciebie zła. Jesteście wspaniali!-Powtórzyłam czynność Alby, ale na Samu. Moim Samu.

***
Witam was w tą wyjątkową dla mnie niedzielę! 
Dowiedziałam się tylu wspaniałych rzeczy, że dzisiaj nic nie było w stanie zniszczyć mi humoru. 
Napisałam dzisiaj dla was kolejny rozdział i powoli zbliżam się do końca. 
Jeszcze 1-2 rozdziały i Epilog, a potem zaczynam nową historię, do której mam już napisany Prolog. ;** 
Zapraszam was również do zapoznania się nowymi zakładkami!  
Kolejny rozdział pojawi się w tym tygodniu! 
Pozdrawiam, Justaaa;* 


poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 15:"To nie jest już nasze miejsce."


Rozdział z dedykacją dla Tinita Stoessel.;*
Miłej lekturki! ;* 


Rugg 

-Rugg... Ja ciebie też, ale nie rozumiem co się stało.-powiedziała nieco zagubiona. Nie dziwię jej się.
-Tak wiem. Jeszcze wczoraj nie dawałem po sobie poznać co czuję, a dzisiaj wyskakuję z czymś takim, ale muszę przyznać, że gdyby nie Facu i Samu, to mi samemu ciężko byłoby przezwyciężyć strach.-ręką wskazałem tych wariatów w kącie.
-Dziękuję!-krzyknęła do nich.
-Zasługujesz na to!-wydarli się na równo, a na twarzy Mechi zawitały rumieńce i ten piękny uśmiech.
-Dobra! Dobra! Dosyć dla nich dobrego.-uznałem.
-To my idziemy! Narka!-machnęli nam ręką, gdy byli już na zewnątrz.
-To? Co teraz?-spytała niepewnie, a ja złapałem ją za dłonie patrząc głęboko w jej szmaragdowe oczy.
-Teraz jeżeli się zgodzisz zostaniesz moją dziewczyną i będę mógł kochać cię do końca.-spuściła głowę w dół, a ja uniosłem ją lekko łapiąc za podbródek.-Więc?-spytałem.
-J-ja niczego innego nie pragnę. Po prostu cię kocham.-odetchnąłem z ulgą, po czym złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku.

Facu 

-To co został nam już tylko Diego?-spytałem, gdy kierowaliśmy się na motocross.
-Stary!-zaczął klepiąc mnie po plecach.-Go załatwimy jutro. Dzisiaj Jorge ma zawody i musimy być z nim.
-Masz rację! Tylko teraz przyśpiesz krok, bo nie zdążymy! Jest 14:00, a zawody zaczynają się 14:20.-sprecyzowałem.
-Cholera!-krzyknął po czym obaj zaczęliśmy biec.

Tini 

Wszyscy jesteśmy już na motocrossie, jednak brakuje mi tu Rugga i Mechi. Ach, no tak! Gołąbeczki muszą się sobą nacieszyć. Dzisiaj im darujemy. Biedna Lodo. Siedzi sama, bez żadnego partnera z Albą i Facu przy stoliku.
-Siemka!-krzyczę zbliżając się do nich.
-Hej! Gdzie posiałaś swojego zawodnika?-pyta Facu. Oczywiście chodzi mu o Jorge.
-Musiał iść przygotować się do zawodów, obgadać jeszcze kilka spraw z trenerem.-oznajmiłam.
-Wygra to! Z resztą jak zawsze!-dodaje Alba.
-A gdzie masz Diega?-postanowiłam, że zaryzykuję.
-Nie jesteśmy parą! Nie musi być wszędzi ze mną! Moje życie nie kręci się tylko wokół wielmożnego Pana Diega!-wykrzyczała po czym wybiegła z miejsca odbywania się zawodów.
-U, wyczuwam kłótnię.-z bananem na twarzy dodał Facu.
-My jeszcze sobie pogadamy z tym twoim przyjacielem od siedmiu boleści. Co nie Violka?-groźnym wzrokiem spiorunowała Facu, co było strasznie śmieszne.
-Oczywiście!-odpowiedziałam.
-Dziewczyny! Zawody zaczynają się za niecałe 5 minut. Chodźcie zająć miejsca!-chcąc uniknąć kłótni z Albą skutecznie zmienił temat.
~
-3...2...1...Start!- słyszę krzyki sędziego i dźwięk wystrzału.
-Ruszyli!- krzyknął Samu.
Cały czas obserwuję Jorge. Nie mogę oderwać od niego wzroku. Nie mogę uwierzyć, że to ja jestem jego dziewczyną, że to właśnie mnie wybrał. Mógł mieć każdą, jednak wybrał mnie.
-Zostały im jeszcze 2 okrążenia do mety!-z przemyśleń wyrwał mnie głos Diega. Mocno zacisnęłam pięści pod nosem cały czas powtarzając No dalej skarbie! Dasz radę!
-Ostatnie okrążenie!-krzyknął sędzia. Myślałam, że eksploduję. Te nerwy! Co musi czuć Jorge?
-Parę metrów do mety!-po tych słowach nie wytrzymałam. Schowałam się w własnych dłoniach. Po chwili poczułam jak ktoś klepie mnie po ramieniu i szepcze do ucha:
-No już Tinka otwórz oczy. Twój Jorge wygrał.-To Mechi. Odsłoniłam oczy nie mogąc w to uwierzyć. Od razu wzrokiem zaczęłam poszukiwać Jorge'a, gdy już odnalazłam, zobaczyłam jak biegnie do mnie z bukietem kwiatów i pucharem, który wręczył mu sędzia. Jest taki szczęśliwy. Jego uśmiech to najlepsze co mi się może przytrafić.
-To dla ciebie skarbie! Wszystko dzięki tobie! Kocham cię!-uklęknął przy mnie i wręczył mi bukiet oraz puchar.
-O nie! Kwiaty wezmę, ale puchar jest twój.-pogłaskałam go po policzku.
-Ale kotku, gdybym przed metą nie pomyślał o tobie i o tym ile dajesz mi siły, to nie wygrałbym.-po tych słowach dziewczyny rozpłakały się na dobre. Nie dziwię im się. Mi samej poleciało kilka łez. On jest cudowny!
-To ty dajesz mi siłę! Kwiaty wezmę, puchar jest twój, a ja w tym momencie potrzebuję twoich ramion.-na te słowa pokazał rząd swoich białych zębów, po czym rozłożył ramiona, a ja najmocniej jak potrafiłam wtuliłam się w jego tors.

Jorge 

Tini chyba nie ma zamiaru uwolnić się od moich ramion. Wtula się we mnie od jakichś dobrych 5 minut, ale mnie to wcale nie przeszkadza.
-Chcesz kiedyś puścić?-szepnąłem jej w włosy.
-Tu czuję się bezpieczna.
-Pamiętaj, że przy mnie zawsze jesteś bezpieczna. Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić.-oznajmiłem po czym ona jeszcze mocniej się we mnie wtuliła.
-Teraz to już na pewno cię nie wypuszczę!
-Będziesz musiała. Muszę iść się przebrać. Potem pójdę z tobą na dzisiejsze zajęcia z rehabilitantką. Co ty na to?
-Jestem za!-spojrzała mi w oczy przerywając tym trwanie w moich objęciach. Po chwili oboje zorientowaliśmy się, że nasi przyjaciele już sobie poszli. Pewnie znudziła ich ta miłosna scenka. Żartowałem sobie w myślach.
~
Po ogarnięciu się, razem z Tini udałem się do jej domu. Drogę przebywaliśmy w przyjemnej ciszy. Nagle zauważyłem Andresa i Larę z walizkami, wsiadających do taksówki.
-Jorge, podejdźmy do nich.-Tini zaczęła wskazując na nich palcem.
-Próbujecie przed czymś uciec?-zadałem pytanie.
-Jorge, to już nie ma sensu...-odezwała się Lara, ale natychmiast jej przerwałem.-Z tobą nie mam nic do wyjaśniania. Żyj sobie z tą swoją chorą obsesją, ale od Martiny wara!-ostrzegłem, a ona posłusznie wsiadła do pojazdu.
-A odemnie czegoś oczekujesz?-spytał Andres.
-A i owszem. Co masz zamiar zrobić?
-Wyjeżdżamy z Larą do Europy. Uznaliśmy, że to nie jest już nasze miejsce. Was chciałbym przeprosić. Widzę, że bardzo się kochacie.-wyciągnął dłoń w moją stronę w celu zakopania toporu. Niechętnie aczkolwiek mocno ją ująłem. Niech widzi kto tu rządzi.
-Żegnajcie!-dodał, wsiadł do samochodu i odjechali. Zauważyłem, że Tini odetchnęła z ulgą, co mi sprawiło radość. Teraz tylko czekać na to, aż Martina do końca wyzdrowieje i stanie o własnych siłach.


***
Hejka! Rozdział dodany został 15.06, ale dzisiaj wchodzę, a go nie ma. Zapisany był w wersjach roboczych. Wybaczcie, ale nie mam pojęcia dlaczego. No nic, dodaję drugi raz.;* 
Pamiętajcie, że za niedługo koniec tej historii, bo mam cholernie ogromną wene na nową historie! *_* Dobra biegnę zrobić zadanie z fizyki :'') Bajooo ✌

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 14:"Bez ciebie jestem nikim."


Rozdział dedykuję Madzi Vilovers! Dziękuję Ci! ❤ 
Miłej lekturki! ;**

Jorge 

-Ja nie rozumiem kto ci takiego czegoś naopowiadał?!-Pogubiłem się. Bałem się, że ona uwierzy w te wszystkie kłamstwa, a tego bym nie przeżył. 
-Nie pamiętasz już twojej i Andresa przyjaciółki. Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo mogłeś o tym wszystkim zapomnieć. Ta dziewczyna przez ciebie nie żyje!-bez wahania wykrzyczała mi prosto w twarz. Okropnie bolało mnie to, że wierzy obcej osobie, a nie mnie. 
-Tini posłuchaj mnie. Ja jestem pewny swoich uczuć. Nie interesuje mnie majątek twojego ojca, bo cię kocham. Bez ciebie jestem nikim. Rozumiesz?-spoglądała na mnie niezdecydowanym wzrokiem.-Dowiem się dlaczego oni naopowiadali Ci takich głupot i dlaczego się tak na mnie mszczą, a tobie udowodnię, że to wszystko to jakieś brednie.-mówiąc cały czas trzymałem jej dłonie i patrzyłem głęboko w jej oczy, aby ujrzała prawdę. 
-Jorge... Ja... Muszę to przemyśleć.-Widzę wyraźnie, że ona nie wie komu wierzyć. Pogubiła się, ale ja dam jej czas, a sam dowiem się dlaczego to wszystko się dzieje. 
-Rozumiem. Dam Ci czas, ale udowodnię Ci, że to wszystko nieprawda.-zbliżyłem się powoli do niej i ucałowałem ją delikatnie w policzek. 
-Dziękuję. Będę już wracać do domu.-tym razem ona pogładziła dłonią mój policzek i powoli się oddaliła. 
~
Postanowiłem, że od razu udam się na motocros, żeby wyjaśnić tą sprawę z Andresem i jakąś moją przyjaciółką, o której istnieniu nie wiem. Nie mam pojęcia co się za tym wszystkim kryje, ale dowiem się tego już dziś. Nie mam zamiaru stracić mojego największego skarbu. Na szczęście na motocrosie był Andres i zacięcie dyskutował z jakąś dziewczyną. Z daleka nie byłem w stanie rozpoznać kto to, ponieważ dziewczyna stała plecami do mnie, więc bez wahania ruszyłem w ich stronę. 
-Mamy sobie coś do wyjaśnienia!-zacząłem i w tym momencie dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Jej widok mnie przeraził. To Lara... Lara Baroni. Ta dziewczyna to piekło! Miałem nadzieję, że już nigdy w życiu nie ujrzę jej na oczy. Teraz już wiem dlaczego ona mi to robi. Ma obsesję na moim punkcie od podstawówki. Gdy byłem ze Stephie ją też prześladowała, jednak szybko okazało się, że Stephanie jest taka sama. Ale Andres? Tego nie potrafię pojąć. Kiedyś był moim najlepszym kumplem. 
-O Jorge!-pierwsza odezwała się Lara, próbując mnie objąć, jednak skutecznie ją od siebie oddaliłem.
-Czego chcesz?-spytał Andres. 
-Wyjaśnień! Dlaczego opowiadacie Martinie takie bzdury na mój temat? Powody Lary znam. Ale twoje? Co takiego Ci zrobiłem?
-Już nie pamiętasz? Nie pamiętasz tej nocy kiedy nasi rodzice wybrali się razem na sobotnią imprezę? Tak dobrze pamiętasz. Jak mógłbyś zapomnieć. Twój tata wtedy prowadził i spowodował wypadek. Twoi rodzice przeżyli jednak moi nie.-Zatkało mnie kompletnie, a on nadal kontynuował.-Po tej śmierci przygarnęliście mnie, bo nie było wyjścia. Ty zawsze miałeś lepsze życie. Ja czułem się u was zbędny. Teraz już wiesz?-głośno przełknąłem ślinę. Cały czas udawał mojego przyjaciela, a tak naprawdę planował zemstę i po latach postanowił uderzyć w mój najsłabszy punkt. Tini. 
-Nie mogę uwierzyć. Ty dobrze wiesz, że twoi rodzice wtedy nie mieli zapiętych pasów, a wypadek spowodował ten koleś, który kierował tirem, to on jechał pijany.-od razu go sprostowałem. Nie dam bluzgać na moich rodziców. Oni zajmowali się nim po śmierci jego rodziców, a on tak nam się odpłaca. Niewdzięcznik. 
-Ciekawe jak ty byś się czuł w takiej sytuacji.-Jak on śmie? Nie potrafię zrozumieć takich ludzi.
-Wiesz co? Teraz wam daruję, ale spróbujcie zbliżyć się jeszcze raz do moich bliskich, a w szczególności do Tini, to po pamiętacie mnie z innej strony.-ich miny od razu zbledły, a ja postanawiając nie tracić już na nich czasu, oddaliłem się. 

Mechi 

-Kochanie! Jorge już wrócił?-z dołu słyszę krzyki mojej mamy. 
-Nie mamuś jeszcze nie, ale dzwonił przed chwilą i powiedział, że za niedługo będzie.-Cholera! Nie mam zamiaru go dłużej kryć. Jest godzina 23:45, a go jak nie ma tak nie ma. Daję mu 10 minut, a jak nie to sama idę go szukać. Nagle słyszę jakby ktoś stukał kamieniami w moje okno. Podchodzę, otwieram je, a tam ten debil. 
-Jorge co ty odwalasz? 
-Weź zajmij czymś rodziców,  żebym mógł spokojnie wejść do domu, bo nie chce mieć przesłuchania.-Czy ja muszę być taką dobrą siostrą? Jak zwykle to zrobię.
-Dobra no!-zamknęłam okno i zeszłam na dół. Uff na szczęście rodzice robią coś w kuchni. Nie zauważą, gdy Jorge wejdzie, więc wychylam się lekko przez drzwi wejściowe i krzyczę szeptem;
-Droga wolna! 
Po chwili Jorge przybiega z ogrodu i razem na paluszkach, kierujemy się do jego pokoju. 
-Dobra, a teraz gadaj! Gdzie byłeś? I co robiłeś?-grożę mu palcem wskazującym. Niech wie, że nie będzie łatwo.
-Andres z tą Larą nagadali Tini głupot, że lecę na kasę jej ojca i teraz ona nie wie co ma o tym wszystkim myśleć.-szczęka mi opadła. Zawsze wiedziałam, że Andres nie jest wart przyjaźni z moich bratem, a Lara jest pustą idiotką, która ma obsesję na punkcie mojego brata.
-Ale dlaczego Andres? Musiał mieć powód.
-No i go miał. Było to tak[...]-Jorge opowiedział mi wszystko od początku do końca i jestem w szoku. Jak tak można? 
-Musisz to wszystko opowiedzieć Tini. 
-Na razie nie chcę jej jeszcze bardziej mieszać w głowie. Wyjaśnię jej to, gdy ochłonie.-Oj mój brat ewidentnie nie wie jak dobrze go znam. Przecież gołym okiem widzę, że on jej teraz potrzebuje, najchętniej pobiegł by do niej i już nigdy jej nie opuszczał, więc oddam mu przysługę i jutro ja z nią o wszystkim pogadam.
-Ok! Rozumiem. Dobra idź już spać, bo chociaż jutro jest weekend, to musisz wypocząć. Dobranoc.-ucałowałam go w policzek i udałam się do mojego pokoju.
Gdy byłam już u siebie napisałam smsa do Tini:"Hejka! Musimy pogadać. Jutro wpadnę do ciebie o 12:00! ;**". Nie czekałam długo na odpowiedź, bo od razu ją dostałam:"Ja też teraz potrzebuję rozmowy, więc będę czekać. Dobranoc! ;*". Po tym smsie nie dałam rady nawet jej odpisać, bo od razu odpłynęłam.

Tini 

Obudziłam się dość wcześnie, dzisiaj prawie w ogóle nie spałam. Cała noc minęła mi na przemyśleniach dotyczących Jorge. Czuję, że on mówi prawdę, ale wolałabym mieć na to jakieś dowody. Może Mechi ma zamiar ze mną dzisiaj o tym pogadać. Oby! Muszę się chociaż komuś wygadać, jednak wolałabym teraz pobiec udać się do Jorge'a i wtulić się w niego wyznając wszystko co czuję. 
~
Jak co rano Olga zrobiła wszystko za mnie. Ja chcę już chodzić! Na szczęście, gdy wczoraj wróciłam z parku w domu czekała już na mnie rehabilitantka. Powiem szczerze, że nieźle się z nią dogaduję. Jest bardzo miła i dzięki temu dobrze ze sobą współpracujemy. Ona mówi mi, że jestem jedyną młodą dziewczyną w jej karierze, która nie narzeka na swój los tylko chce walczyć, a ja dzięki tym słowom doznałam jeszcze większej motywacji. 
-Tini słyszałem, że przychodzi dzisiaj do ciebie przyjaciółka?-Nie zdążyłam nawet dojechać do stołu, a tato już zasypuje mnie pytaniami. 
-Tak tato dobrze słyszałeś. Powinna być za pół godziny.-odpowiadam z udawanym entuzjazmem. Nie chcę, żeby domyślił się, że jest coś nie tak między mną i Jorge. 
-To super! To zajadaj śniadanie, bo dzisiaj późno do mnie doszłaś.-mówi, wskazując na mój talerz, a ja zajmuje się posiłkiem. 
~
Po śniadaniu siedzę już przed telewizorem i o mało co znowu zanurzam się w przemyśleniach, jednak dzwonek do drzwi skutecznie mnie od tego ratuje.
-Witaj! 
-Cześć Mechi!-Co ona ma z uśmiechem? Zawsze wygląda jak wielki banan.-Wejdź i od razu kieruj się do salonu.-mówię, pokazując jej ręką, by weszła. Ona od razu siada na kanapie i zaczyna. 
-Słyszałam, że pokłóciłaś się z Jorge? 
-Tak jakby, a co naskarżył Ci?-pytam z żartobliwą podejrzliwością. 
-Tak jakby, ale przyszłam to wyjaśnić. Nie to, że on się boi, tylko uznał, że musi dać ci czas. Chociaż ja nie wiem po co ten cały czas jeżeli dwie osoby kochają się ponad wszystko, ale teraz posłuchaj mnie uważnie.-Jej ton nagle spoważniał.-Ta dziewczyna, która Ci to wszystko naopowiadała, to Lara. Czysta idiotka, która od podstawówki ma obsesję na punkcie mojego brata. A ten cały Andres, o którym tyle słyszałaś, to jej przyjaciel. Oni są w zmowie po to, by zranić Jorge. Postanowili uderzyć w ciebie, bo jesteś jego najsłabszym punktem i my wszyscy dobrze o tym wiemy. To wszystko co ta dziewczyna Ci opowiedziała, to zmyślone bzdury. Mój brat nie byłby zdolny do takich czynów, a gdyby jakaś dziewczyna popełniła przez niego samobójstwo, to już dawno skończyłby w psychiatryku. On wygląda na silnego, ale tak naprawdę twoja nawet najmniejsza krzywda boli go bardziej, niż ciebie krzywda twojego ukochanego taty. On cię cholernie kocha. Błagam Cię Tinka, nie pozwól mu cierpieć.-Nie wiem co mam powiedzieć. Zatkało mnie. 
-O matko Mechi... Wierzę Ci. Widzę taką samą prawdę w twoich oczach, jaką widziałam w oczach Jorge.-Na jej twarz momentalnie wkradł się uśmiech.
-A więc co teraz zrobisz?-niepewnie spytała. 
-Zabierzesz mnie do niego? Muszę to natychmiast z nim wyjaśnić.
-Jasne! Pewnie! Nie ma sprawy!-krzyknęła i od razu skierowała się w stronę drzwi, a ja zaraz za nią. 

Jorge 

-O tutaj jest!-słyszę głosy mojej siostry, a gdy się odwracam nie wierzę własnym oczom.
-Tini!-bez namysłu biegnę w jej stronę, kucam przy niej i łapię ją za ręce.-Błagam! Uwierz, że to wszystko nieprawda. Nie każ mi dłużej na ciebie czekać. Potrzebuję Cię!-z mojego oka wypływa jedna łza, która powoduje ich dziesiątki u mojego skarbu. Kocha mnie! Wiem to!
-Jorge...-waha się,  jednak po chwili...-Wierzę Ci!-szybko mnie obejmuje, głową wtulając się w zagłębienie na moim ramieniu. 
-Kocham Cię skarbie.-wyznaję. 
-Ja ciebie też. Cholernie!-odpowiada. 
Trwamy tak w swoich objęciach przez dłuższą chwilę, jednak zaraz potem przypominamy sobie, że wszystkiemu przypatruje się Mechi. 
-No to nie ma za co moje gołąbeczki.-przerywa ciszę między nami. 
-Dziękuję Ci siostrzyczko. Co ja bym bez ciebie zrobił? 
-Oj wolę sobie nie wyobrażać!-macha rękami i obie z Tini zaczynają chichotać.
-Oj tam!-odpowiadam. 
-Faceci nie potrafią walczyć o swoje.-O nie tego już za wiele, to moja kochana siostrzyczka, ale ona uwielbia mnie denerwować. 
-Tak uważasz? Ok, a więc nie muszę Ci mówić, że...-przerywa mi z nadzieją w głosie;
-Co?! Co się stało?!-jej mina jest bezcenna. 
-Ruggero czeka na ciebie w twojej ulubionej kawiarni.-Nie zdążyłem nawet dokończyć, a ona już był oddalona dziesiątkami metrów od nas.
-Powodzenia!-krzyknęliśmy z Tini na równo.
-Oby w końcu ten idiota się odważył.-odezwałem się.
-Nie martw się Mechi nastawi go do pionu. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało.-Jeju kocham ją! Haha! 
-W to uwierzę.-odpowiedziałem i nareszcie złączyłem nasze usta w tym upragnionym pocałunku.


Rugg 

Zerkając co chwilę na zegarek myślałem, że nie usiedzę i wybiegnę z tej kawiarenki. Niestety! To niemożliwe, bo w rogu przy stoliku siedzą moi cudowni przyjaciele. Samu i Facu. Przywlekli mnie tutaj siłą. Ze mną we dwójkę dali radę, ciekawe jak uda zrobić im się to samo z Diego. Jednak te dwa głąby mają rację. Kocham Mechi i chcę, żeby o tym wiedziała, ale cholera jak to wszystko ubrać w słowa. Przyszła! O Jezu! Nie wytrzymam tej presji! Siedź idioto na dupie i zachowaj się jak facet! Powtarzałem sobie pod nosem. Machnąłem Mechi ręką, żeby mnie zobaczyła.
-Witaj!-odezwała się pierwsza, a ja dyskretnie zerknąłem na tych debili w rogu, a oni na równo odwalili ten swój trik z brwiami.
-Cześć! Usiądź.-wskazałem na krzesło.-Zamów to na co masz ochotę.-oznajmiłem, podając jej kartę menu, a ona kiwnęła głową. 
-Więc? Po co mnie tutaj sprowadziłeś?-I padło to pytanie, a mnie zaparło dech w piersiach. 
-No, bo... Em... Muszę Ci coś powiedzieć.
-Słucham?
-No, bo ja...-przez dłuższą chwilę siedziałem cicho, ale w końcu się odważyłem.-Cię Kocham!-Zdołała tylko wytrzeszczyć oczy i teraz ona kazała mi czekać, dając sobie chwilę do namysłu.
-Rugg... Ja...

***
Witam was misie moje! ;* Wiecie, że już 15.06, czyli dokładnie w poniedziałek minie 3 miesiące od kiedy jestem z wami na bloggerze. Z tej okazji, albo w niedzielę, albo w poniedziałek ukaże się kolejny rozdział.
Ja mam nadzieję, że ten się wam spodobał i czekam na miłe komentarze, bo jak wiecie są one dla mnie ogromną motywacją, a dla was to chwila, moment.
Pozdrawiam, Justaaa ♡  




środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 13:"Wszystko zniszczyłeś!"


"Naj­gor­szym więzieniem jest przeszłość."  

Rozdział dedykuję Zuzannie Klimek! Dziękuję, że zawsze starasz się komentować mojego bloga i jesteś moją wierną czytelniczką! ;* Duuużo loffków Zuzełku! ❤ Miłej lekturki skarbie. ;**

Tini 

Obudziłam się o 5:00 i cały czas leżę w łóżku rozmyślając nad moim dzisiejszym spotkaniem z całkowicie nieznajomą mi osobą. Nie mam pojęcia dlaczego rozsądek powtarza mi Idź tam!, zaś serce mówi Nie próbuj! To cię zrani.
Dziwne. Zawsze było na odwrót i nie ważne jaka to była sytuacja, rozsądek zawsze zwyciężał. Miał siłę przebicia. Cholera! Teraz też tak jest. Bitwę mojego serca z rozsądkiem przerwał drażniący mnie co ranek o tej samej godzinie, dźwięk budzika.
Dochodziła godzina 7:00, więc do pokoju weszła Olga, która od czasu wypadku jest u mnie w pokoju co rano. Sama nie dam rady wstać z łóżka, ubrać się czy też pójść pod prysznic. To boli. Niestety to ból psychiczny, chociaż czasem wolałabym, aby był jednak fizyczny. 
Tini! Dosyć! Nie rób z siebie kaleki! Czyżby rozsądek? Ma rację. Zaprzysięgłam sobie, że będę walczyć. 
~
-Maleńka co chcesz dziś na siebie ubrać? Jest dość duszno, więc może coś zwiewnego?- zapytała Olga, cały czas szukając czegoś w mojej szufladzie. Ona zawsze poprawia mi humor. Jest dla mnie jak mama.
-Tak. Może być moja miętowa spódniczka, biała przewiewna koszula i ukochane pantofelki.- odpowiadam. 
-Tinitko o którą koszulę ci chodzi? Masz ich tu miliardy.- pada kolejne pytanie, a ja nie mogę powstrzymać się od śmiechu, gdy Olga wykopuje każdą po kolei, a tym samym zasypuje się stertą moich ciuchów.
-Haha! Olga ta z czarnym kołnierzykiem, jest tylko jedna taka.- mówię, nie mogąc przestać chichotać.
-Dobra ciuchy gotowe! Jedziemy pod prysznic.- mówi i łapie rączki wózka, wioząc mnie w stronę łazienki, która od tej pory jest przystosowana do mnie mojego wózka.
~
Po skończeniu porannych czynności Ramallo znosi mnie na dół i tam kładzie na drugim wózku. Tak teraz jest ich dwa. 
Siadam Podjeżdżam wózkiem pod stół i nim się spostrzegam przy stole jest już mój tata.
-Jak się spało?- pyta. 
-Nawet dobrze. Każdej nocy coraz lepiej.- odpowiadam i wymuszam sztuczny uśmiech nie chcąc go martwić.
-Cieszę się! Tak więc smacznego.- życzy i zajmuje się spożywaniem posiłku.
-Wzajemnie!- odpowiadam i znów ten sztuczny uśmiech, który w stanie jest zakryć każdy mój zły humor. Dzwonek! Uff. 
-Ja otworzę!- krzyczy Olga i chwilę później słyszę:
-Dzień dobry! Przyszedłem po Martinę.- Tak to on. Wszędzie poznam jego cudowny głos. Jest jak melodia dla moich uszu. Podobnie jak jego oczy i uśmiech są lekarstwem na wszystko, a ten jego nieziemski zapach jest wisienką na torcie dla mojego nosa. Kocham w nim wszystko. 
-Tinita! Jorge po ciebie! 
-Moment!- wykrzykuję, by mieć czas pożegnać się z moim tatą. 
-Pa córeczko! Uważaj na siebie i miłego dnia życzę.- całuje moje czoło. 
-I wzajemnie tato!- odpowiadam i kieruję się w stronę drzwi wyjściowych.

Jorge 

-Witaj skarbie!- zaczynam widząc moją księżniczkę. Nie wiem dlaczego, ale ona z każdym dniem staje się piękniejsza. Tak ją kocham. 
-Cześć!- gdy jest już obok daję jej lekkiego buziaka w usta, którego ona pogłębia i nie chce wypuścić mnie z ramion. Podoba mi się to. Nie mam zamiaru jej przerywać. 
-Tak się stęskniłaś?- pytam żartobliwie, gdy już wypuściła mnie ze swoich objeć. 
-Ogromnie!- odpowiada z iskierkami w oczach. To takie piękne. 
-Heh. Idziemy?- zadaję pytanie i rękom wskazuję drogę. 
-Z tobą? Nawet na koniec świata!
-Podoba mi się! 
~
Doszliśmy do szkoły w szóstkę, ponieważ po drodze spotkaliśmy Facu z Albą i Samu z Cande. Niestety brakowało jeszcze Diego z Lodo i Rugga z Mechi, ale ci debile to mięczaki. 
Nie wiem kiedy w końcu uda im się zagadać w inny sposób do Lodo i Mechi niż tylko po przyjacielsku.
~
Lekcje mijały niesamowicie szybko. Na szczęście dzisiaj w szkole nie pojawiła się ta flądra(od aut. Stephie), może już ja przymknęli. Pan German to załatwi. Ten człowiek jest potężny, szczególnie gdy chodzi o jego rodzinę i to w dodatku córkę. Czasem sam się go boję. Jest znany w całej Ameryce Południowej i Północnej, a nawet w Europie, wszędzie ma wtyki. Podziwiam go za to do czego doszedł mimo, że jest z domu dziecka. 

Facu 

-Samu trzeba coś zrobić!- zagaduję przyjaciela na lekcji. 
-Ale o co ci znowu chodzi? 
-No, bo gadałem wczoraj z Albą i opowiedziała mi jak bardzo Lodo i Mechi cierpią z powodu tych dwóch ciołków.
-Facu ja wiem, to są nasze przyjaciółki, są dla nas jak siostry, ale to raczej ich prywatne sprawy.- odpowiada mi dość stanowczo. 
-Widzę, że z ciebie też mięczak.- nagaduję go. Wiem, że to zadziała. Znam go. 
-Ej ej! Bez takich! Co chcesz zrobić?- Mam go. Nie trzeba było długo błagać.
-No więc po prostu nagadujmy ich tak jak ja przed momentem ciebie. Męskie ego jest tak wielkie, że prędzej czy później zdają sobie sprawę z tego co robią.- sprecyzowałem.
-Dobra no niech ci będzie.- Znowu wygrałem! 
-Gambande! Nascimiento! Cisza!- Jak ja nienawidzę babki od matematyki.

Cande 

-Co oni kombinują?- pytam Albę spoglądając na chłopaków. 
-Nie mam pojęcia. Oby nie było kłopotów.- odpowiada.
~
No nie wytrzymam! Stoję na korytarzu, a Samu cały czas zacięcie dyskutuje z Facu. Niestety ciekawość zwycięża. 
-Co wy tutaj kombinujecie?- postanawiam zadać im nurtujące mnie pytanie.9 
-O kochanie! Nie nic... e....- jąka się. Znam go! Będą kłamać. 
-Gadamy tylko sobotniej imprezie.- jak zwykle wyręcza go Facu. 
-Dobra! Dobra! Już ja znam te wasze numery. Nie chce powiedzieć to nie, ale w takim razie możecie nie odzywać się do mnie i do Alby.- odwracam się na pięcie i powoli odchodzę czując się zwyciężczyniom, a w oddali słyszę jeszcze ich głosy;
-Stary zawaliliśmy sprawę!
-Chcieliśmy dobrze, a jak zwykle wyszło inaczej. 

Tini 

Lekcje się skończyły, dochodzi godzina 15:30, a o 16:00 muszę być w parku. Powoli kieruję się w stronę wyjścia w nadziei, że nie spotkam Jorge'a. 
-Kochanie dokąd się wybierasz bezemnie?- Niech to szlag! 
-Em... No... Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- odpowiadam jąkając się. Oby nie wyczuł stresu.
-Dasz radę sama?- pyta zdziwiony. 
-Oczywiście! To, że jestem na wózku nie oznacza, że nie potrafię być niezależna.- Ups. Chyba poczuł, że ciut mnie zdyskryminował.
-Zrozumiałe! Nie przeczę!- podniósł ręce w geście obronnym.
-Więc będę już lecieć.
-To ja wrócę dziś z chłopakami, a później do ciebie wpadnę. Kocham cię. Pa.- lekko pocałował mnie w usta.
-Ja też. Do zobaczenia.- odpowiadam i się oddalam.
~
Jest dokładnie godzina 15:55, jestem w parku i czekam na nieznajomą osobę, której nijak nie wiem jak rozpoznać.
Nagle widzę niską brunetkę kierującą się w moją stronę. Chyba zauważyła, że nie wiem zbytnio o co chodzi, więc machnęła mi ręką, że to ona. 
-Witaj! Ty jesteś Violetta?- zaczyna, a ja od razu zauważam ten uśmieszek. 
-Cześć! Tak to ja.- odpowiadam. 
-Andres nie wspominał, że jesteś na wózku.- Zaraz. Zaraz. Andres to ten przyjaciel Jorge'a. O co chodzi? 
-My się nie znamy, więc on nie mógł o tym wiedzieć.- uświadamiam jej.-Ale może przejdźmy do rzeczy. Co chciałaś powiedzieć mi na temat mojego chłopaka? 
-Tak więc. Ja, Jorge i Andres przyjaźniliśmy się zanim wy wszyscy się pojawiliście.  
Andres mieszkał z Jorge, ponieważ jego rodzice zginęli w wypadku, a ja byłam dla nich jak siostra. Gdy Jorge zaczął dorastać, jak każdemu chłopakowi w jego wieku zaczynały podobać się dziewczyn, jednak nie był gotowy jeszcze na poważny związek. Wiązał się z dziewczynami, które miały znanych i zamożnych rodziców, którzy pomagali mu się wybić w jego karierze na motocrosie. Jedna dziewczyna popełniła przez niego samobójstwo, po którym on z tym skończył, ale teraz usłyszałam o tobie i twoim tacie, więc pomyślałam, że muszę cię ostrzec. Tyle.- opowiedziała mi, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Serce strasznie zaczęło mnie kłuć. Dlaczego? Dlaczego on mi to robi? 
Dziewczyna odeszła, chyba że zrozumiała, że chcę zostać sama. Siedziałam tak i siedziałam cały czas zastanawiając się Dlaczego?, a w niektórych momentach po moich policzkach spływały gorące łzy. 
~

-Martina! Co ty tutaj robisz o tej porze?- To Jorge. Przykucnął sobie obok mnie, a ja odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Odejdź proszę.- powiedziałam przez łzy. 
-Ej skarbie co jest?- pyta i łapie mnie za brodę lekko przekręcając moją głowę w jego stronę, wtedy wybucham.
-Nie dotykaj mnie! Dlaczego mi to robisz?- pytam i patrzę mu głęboko w oczy. Co widzę? Widzę w nich ból? Tak to chyba ból, ale dlaczego skoro zależy mu tylko na sławie i kasie mojego ojca. 
-Tini. O co chodzi? Nie rozumiem.- mówi z zaciśniętym gardłem. Będzie płakać? Nic mu to nie da. Ja też przez niego płaczę.
-Już wszystko wiem! Wiem co robiłeś tym dziewczynom, bo zależało ci na sławie ich rodziców i wiem o tej, która popełniła przez ciebie samobójstwo!- wykrzyczałam.
-Co?!- pogubił się. Zachowuje się jakby nie rozumiał o czym mówię. 
-Po prostu... Wszystko zniszczyłeś!

***
Witam! No i już po wycieczce. Było pięknie, a teraz łapcie rozdzialik. Mam nadzieje, że wybaczycie mi to co zrobiłam, ale u mnie musi się coś dziać.;** Tak czy siak mam nadzieje, że się wam spodoba! ❤ Czekam na miłe komentarze, a za niedługo kolejny rozdział.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy ;)) Pozdrawiam! ;** 









Obserwatorzy