czwartek, 1 września 2016

Jeśli ktoś tu jeszcze jest...

Witajcie!;)


Chyba wypada mi się trochę rozpisać i usprawiedliwić moją nieobecność, bo zostawiłam Was z niczym. 
Na początku chciałabym za to ogromnie przeprosić! Nawet nie wiem czy i to mi wypada i nie zachowuje się głupio, że po takim czasie wracam tutaj i chce, żeby było jak dawniej.
Muszę znać Waszą opinię!
Nie chcę się jakoś głupio nad sobą użalać, ale na pewno czuje się winna. 
Będę szczera...
skończyła się Violetta=skończyła się moja wena.
Wiem, to takie dziecinne, ale taka jest prawda. 
Nie mam pojęcia, może potrzebowałam czasu, żeby dostrzec co jest dla mnie dobre i co uwielbiam robić.
Uwielbiam pisać!
Uwielbiam pisać dla innych i poznawać ich opinie na temat moich wypocin haha.
Nawet rodzice mnie w tym dopingują, to coś co sądzę, że naprawdę mi wychodzi i to lubię.
Więc myślałam, myślałam i tak myślałam i wymyśliłam, że to jednak jest dla mnie, a wenę skombinuje sama. 
Wiele z Was już wiem, że chciałoby, abym dokończyła aktualne opowiadanie i tak zrobię!
Tylko muszę wiedzieć, że Wy tego chcecie oraz, że ze mną jesteście i będziecie, bo to dla mnie wiele znaczy♥
Dlatego teraz czekam na Wasz odzew w komentarzach. 
Jeszcze raz przepraszam! 
Pozdrawiam,
Kocham,
Czekam
i Żegnam!

piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 11 - Szczery uśmiech


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja. 


Pierwsza myśl po przebudzeniu. Nie sądziłam, że po tak głupim zachowaniu Leona, będzie mi tak ciężko zasnąć i zrobię to dopiero o 3:00 nad ranem.
Budzik zadzwonił o 9:00, ja jestem kompletnie niewyspana, a w dodatku samolot mam o 12:00.
Niechętnie podnoszę się z tego cudownego łoża i najdokładniej jak tylko potrafię ścielę je. Nie mogą przecież pomyśleć, że jestem jakąś panienką, która potrafi tylko korzystać z czyjejś gościnności i nic od siebie nie dać.
Po dokładnym wyścieleniu łóżka, otwieram okno, by przewietrzyć i udaję się do łazienki w celu wykonania porannego prysznica.
Zrzucam z siebie ciężar jakim jest piżama i powoli wchodzę do kabiny. Stawiam na lodowatą wodę, coś przecież musi mnie orzeźwić. Z impetem odkręcam kran, chcę natychmiast poczuć na sobie chłód tych kropel.
W jednej chwili ciarki rozchodzą się po moim ciele, jednak już za moment to uczucie zmienia się w przyjemny dreszczyk.
Przypominając sobie, że za dwie godziny muszę być gotowa, szybko łapię za gąbkę i różany żel pod prysznic. Łączę ze sobą te dwie rzeczy i szybko obmywam swoje ciało. Następnie biorę się za mycie włosów, ta czynność akurat jak zawsze, nie zabiera mi zbyt wiele czasu.
Po wszystkim, wychodzę z wanny na mroźne płytki, które dostarczają mojemu ciału kolejnych doznań dreszczy, owijam się ręcznikiem i staję przed lustrem. Dochodzę do wniosku, że dzisiaj się nie maluje, jeden dzień odpoczynku dla mojej twarzy, więc od razu przechodzę do mycia zębów. Po skończonej czynności, biorę się za suszenie włosów, co również udaje mi się zrobić szybko. Owinięta w ręcznik, idę do pokoju i biorę przygotowane wczoraj ciuchy na podróż. Wybrałam zwykłe czarne rurki z wysokim stanem, biały crop top, czarną skórzaną kurtkę i złote sandałki. Gdy już mam wszystko na sobie, łapię za walizkę, biorę torebkę i powoli schodzę na dół. Dostrzegam, że w salonie siedzi szatyn, więc momentalnie omijam to pomieszczenie i kieruję się do kuchni, w której plotkują Anne z Fran.
- Witam. - Odzywam się pierwsza. Kobiety natychmiast kierują swój wzrok na mnie.
- Witaj. - Mówią na równo.
- Czy ktoś da radę zawieźć mnie na lotnisko? - Pytam i nie dorzucam zbędnych ceregieli.
- Leon i Francesca już czekają - odpowiada Anne. Miałam nadzieję, że to ona mnie podwiezie, no cóż. - Może najpierw zjesz śniadanie?
- Nie, dziękuję. O 12:00 mam samolot, a jest już 11:00, zjem w samolocie. - Chcę jak najszybciej znaleźć się z dala od Leona.
- W takim razie, Francesco pójdź po narzeczonego. - Zwraca się do brunetki, a jedyne słowo jakie pozostaje w mojej głowie, to "narzeczony".
- Violetto! - Otwiera szeroko ramiona, dając mi do zrozumienia, że mam się w nie wtulić. Robię to z ogromną przyjemnością. - Trzymaj mi się tam! Musisz mnie jeszcze odwiedzić.
- Taki mam zamiar. Już niedługo. To piękne miejsce. - Odpowiadam zdecydowanie.
- Cieszę się ogromnie. No to już leć, bo czekają. - Kiwa głową w stronę wyjścia i właśnie tam się kieruję, a ona zaraz za mną. Leon momentalnie do mnie podchodzi i bierze się za walizkę, którą zanosi do samochodu.
- Jedźcie. Nie lubię pożegnań. - Stwierdza ciocia szatyna. Posyłam jej szeroki uśmiech i razem z włoszką, wychodzimy.


Podróż na lotnisko minęła mi w dziwnej atmosferze. Wszyscy siedzieliśmy cicho, nie było słychać nawet niczyjego oddechu. No trudno nikt tutaj nikogo nie będzie na siłę uszczęśliwiał.
Wszyscy trzej wysiedliśmy na równo z pojazdu i nawet nie myślałam kierować się po walizkę, to robota faceta. Z Francescą weszłyśmy do środka ogromnego budynku, a Leon niedługo po nas.
- Muszę skoczyć do łazienki. Zaczekajcie na mnie. - Odzywa się Fran i bez chwili zastanowienia rusza w stronę toalet. Zostawia mnie z nim samą, na pastwę losu.
- Violetta - odzywa się, nie błagam - możesz na mnie spojrzeć? - Nie wykonuję jego polecenia, więc ten łapie mnie za policzek i robi wszystko, aby nasze wzroki się spotkały. Ugh, nienawidzę go.
- Przestań. - Ganię go.
- Dobrze wiesz co jest między nami.
- Tak? To teraz mnie posłuchaj, uważnie. Ty masz narzeczoną, która kocha cię w cholerę, ja męża, z którym jeszcze się nie rozwiodłam. Jesteśmy dorosłymi, rozumnymi istotami. Damy radę zapomnieć i żyć dalej, nie raniąc innych. Więc przestań z łaski swojej robić między nami zamieszania, bo chcę mięć z tobą normalne stosunki, tym bardziej, że pracujemy w jednej firmie. Przemyśl to. - Mówię bez wytchnienia.
- Ja i tak wiem swoje. - Nie daje za wygraną, łapie moją twarz w swoje ciepłe dłonie, które powodują, że moje ciało przeszywa dreszcz i delikatnie całuje mnie w czoło. To uczucie wywołuje na mojej twarzy lekki uśmiech, ale gdy oboje zauważamy Francescę, natychmiast od siebie odskakujemy.
- Ja już gotowa. - Mówi.
- Ja również. - Odpowiadam i łapię za walizkę. Posyłam im obu szeroki uśmiech i powoli kieruję się do odprawy. Idę wolno i w pewnym momencie coś mnie kusi, aby się odwrócić. Robię to, widzę jak oni wychodzą, a Leon odwraca się, posyła mi szczery uśmiech i puszcza oczko. To nie był przypadek.

***
Witam! 
Szczerze? Boję się publikować tego rozdziału, bo rozumiem jak bardzo możecie być na mnie źli, o ile już w ogóle nie opuściliście tego bloga. 
Nie mam usprawiedliwienia. 
Wstawiam rozdział i mam nadzieję, że jest w miarę i ktoś to jeszcze będzie czytał. 
Zajmuje miejsca tym, którzy już dawno o to prosili ;) 
Jeżeli ktoś jeszcze chce, to piszcie w komentarzu "JA" ;* 
Zostawiam Was z rozdziałem i wyłączam bloggera w nadziei, że mi wybaczycie. 
Przepraszam, jeszcze raz!❤ 
PS. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział.  



niedziela, 29 listopada 2015

Mały, acz szlachetny czyn.


"BLOGERZY DZIECIOM Z DOMU DZIECKA" 

Jesteś blogerem? Wspaniale! Możesz pomóc. 
Nie ważna jest ilość Twoich obserwatorów, wyświetleń czy komentarzy. 
Jesteś człowiekiem. Obchodzisz święta Bożego Narodzenia z rodziną. 
To powinno skłonić Cię do refleksji. 
My. Dzieci, które mamy dom, rodzinę często nie zauważamy tego, że to jest ten najwspanialszy dar. Możemy spędzić ten wyjątkowy dzień w gronie najbliższych, od których dostajemy "wypasione" prezenty, które nie mają najmniejszego znaczenia. Przecież to tylko przedmioty. Zastanówcie się czy one naprawdę dają Wam te prawdziwe szczęście.
Dlatego zróbmy coś od serca dla tych niewinnych istot, które niczym nie zawiniły.
Jeśli jesteś zainteresowany akcja KLIKNIJ TU.
Wyraź swoją opinię w komentarzu ;) 
Miłego dzionka! ❤ 

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 10 - Dupek +Przeczytajcie notkę pod rozdziałem!


Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy zawsze komentują i wspierają! 
Dziękuję!❤


Poranki w takim miejscu są niesamowite i takie urokliwe, tym bardziej, że od strony mojej sypialni, wschodzi słońce.
Z pełną energią do życia, wstałam z łóżka, wyszłam na balkon i pełną piersią, wzięłam głęboki oddech.
Wtedy do głowy wpadł mi pomysł, że dzisiejsze śniadanie zjem na balkonie, aby móc podziwiać wschód słońca.
Więc jak najszybciej ruszyłam do łazienki, by wziąć prysznic.
Po skończeniu porannych czynności, w pokoju ubrałam na siebie zwykłą białą koszulkę i krótkie jeansowe spodenki z wysokim stanem. Do tego złoty zegarek Rolex i lekki makijaż uzupełniający wszystko.
Po wszystkim udałam się do kuchni w celu zrobienia sobie gofrów, na które już od dawna mam ogromną ochotę.
Pierwszy raz w tym domu nie spotkałam rano, ani żywej duszy. To na moje szczęście.
Szybko uporałam się z problemem porannego posiłku i nie robiąc żadnych postojów udałam się do swojej sypialni na balkon. Zjadłam śniadanie w towarzystwie samej siebie co ogromnie mi się spodobało. Mogłam wsłuchać się poranny śpiew ptaków, popatrzeć w horyzont i na moment się zatrzymać. Zdałam sobie sprawę z tego, że ludzie przez te wszystkie problemy w pracy, domowe czy miłosne nie dostrzegają prawdziwego sensu i piękna życia. Ja sama od dłuższego czasu widzę świat w szarych barwach, a przecież we wszystkim da się odnaleźć coś pozytywnego czym możemy się cieszyć. Mam wrażenie, że ostatnio moje czyny, myślenie, a nawet życie ciągle kręcą się wokół Leona. Dość tego! Muszę zrobić coś dla siebie. Dobrze, że jutro mam samolot, będę już w domu z dala od tej całej farsy. Problem w tym, że w moim kraju czeka na mnie Tomas i na dziś dzień nie mam pojęcia jak się go pozbyć z mojego życia. Mam nadzieję, że rodzice mnie w tym wspiorą.
- Witaj! Jak się spało? - Zza siebie słyszę dojrzały kobiecy głos. Ciocia Leona.
- Dzień dobry! Bardzo dobrze - wzdycham. Próbuję ukryć, że jutro ich opuszczam.
- Coś nie tak? - Cholera. Udawanie nie idzie mi dobrze.
- Muszę Pani coś powiedzieć - na moment się zawieszam. - Jutro wylatuję do Nowego Jorku. - Czekam z niecierpliwością na jej opinię.
- Cóż wiedziałam, że tak będzie - słyszę rozczarowanie w jej głosie. Przykro mi.
- To nie Pani wina! Ja po prostu muszę odpocząć i się wyciszyć - informuję.
- Na twoim miejscu też bym tak postąpiła - dziwie się. - I ja i Francesca wiemy, że ciebie i Leona łączy coś więcej, ale najlepiej będzie teraz dla was obojga jak pobędziecie sami i wszystko sobie przemyślicie - spuszczam wzrok. Trochę się zawstydziłam. Nie sądziłam, że Anne tak dużo o nas wie.
- Jestem tego samego zdania - mrukam, a kobieta wyciąga ręce dając mi znak, że mam się w nią wtulić. Robię to z ogromną przyjemnością.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jesteś dla mnie czymś w rodzaju córki, której nigdy nie miałam - wzruszam się. Kobieta posyła mi promienny uśmiech i wychodzi. Teraz jestem jeszcze bardziej pewna tego co robię. Takie rozmowy dodają mi niesamowicie wiele siły do działania.
Dzisiaj postaram się już o niczym nie myśleć, bo myślenie w nadmiernych ilościach zawsze powoduje skutki uboczne, a najlepszym sposobem na negatywne myślenie jest praca!
Więc zabieram się za pakowanie moich rzeczy i sprzątanie sypialni. 

Dzisiejszy dzień minął niesamowicie szybko, bo prawie w ogóle nie wychodziłam z pokoju. Co było dobry rozwiązaniem, bo nie spotkałam Leona. Jednak to nie mogło trwać wiecznie, bo przed chwilą Anne zawołała nas wszystkich na kolacje. Bez zbędnych ceregieli z moim wyglądem postanowiłam od razu zejść na dół. Na szczęście Fran i Leona jeszcze tam nie ma, więc kieruję się do kuchni.
- Pomóc pani w czymś? - Pytam wchodząc do kuchni.
- W sumie to już stół jest nakryty, więc pozostało zanieść tylko jedzenie - uśmiecha się, a ja łapię za śliczne porcelanowe naczynie, którym znajduje się idealnie wypieczony kurczak i kieruję się tym razem do jadalni. Stawiam naczynie na stole i zajmuję sobie miejsce przy rogu stołu, zaraz za mną przychodzi kobieta.
- Leon i Francesca zaraz powinni być. Wybrali się dzisiaj na przejażdżkę rowerową - dobrze, że chociaż oni są szczęśliwi. Posyłam Anne lekki uśmiech, a ona siada naprzeciw mnie.
- Zaczekamy na nich? - Pytam kiedy słyszę, że drzwi wejściowe otwierają się.
Mam nadzieję, że chociaż raz będzie to zwykła kolacja bez jakichś zbędnych incydentów, że spędzę ten ostatni wieczór w tym niezwykłym miejscu bardzo przyjemnie. Kiedy Leon wchodzi do jadalni na mojej twarzy mimowolnie pojawia się szeroki, szczery uśmiech.
Dopiero teraz zrozumiałam, że usiadłam w nieodpowiednim miejscu, ponieważ siedzę pomiędzy Fran i tym kimś od kogo chcę odpocząć. Teraz już niestety nie mam wyjścia, więc pozostaję w miejscu aktualnego spoczynku.
- Jestem ogromnie głodna! Dłuższa jazda na rowerze jest w stanie wykończyć - oznajmuje brunetka. - To smacznego! - Podnosi ton i zabiera się za nakładanie jedzenia. Po czym każdy z nas robi to samo. Przez chwilę w całym domu zapada cisza i słychać tylko dźwięki obijania sztućców o te cudowne porcelanowe dzieła. Gdy już każdy ma na swoim talerzu to czego pragnął, pada pytanie najgorsze pytanie z ust Leona.
- To jakie plany na jutro?
- Słuchaj Leon... - zaczyna jego ciocia, jednak ten nie ustaje.
- Może wybierzemy się coś pozwiedzać? - Drąży.
- Leon, bo... - teraz próbuję ja.
- Czytałem ostatnio w internecie...
- Do cholery Leon! Nie widzisz, że ktoś usiłuje ci coś powiedzieć? - Dzięki Fran, zapał szatyna stygnie.
- Przepraszam naprawdę. Już słucham. Co chciałyście mi powiedzieć? - Nadszedł ten moment. Anne nie robi żadnego ruchu. Czeka, aż to ja mu o tym powiem i ma rację. Sama muszę się z tym zmierzyć.
- Bo ja jutro... - zawieszam się - wylatuję - by po chwili wypowiedzieć te dręczące mnie słowo. Czuję, że swoją osobą niszczę tutaj wszystkim wakacje. Najpierw akcja z Tomasem, teraz ja wracam do domu.
- Co? Jak to? - Mina mężczyzny przedstawia to czego się bałam.
- Muszę wrócić. Mam ważne sprawy - okłamuję go. Nie czuję się z tym dobrze, ale nie chce, żeby wiedział, że to wszystko przez wzgląd na niego.
- To wielka szkoda - odzywa się brunetka, a Leon spuszcza wzrok i wygląda jakby jedyne czego chciał to opuścić to towarzystwo. Sama tylko tego pragnę.
- Ja polecę teraz, a wy pobędziecie ze sobą jeszcze te kilka dni, bo jedyne co czeka na Was po powrocie to ogrom pracy - usiłuję z optymizować sytuację, a Leon nie robi nic. Tylko siedzi i myśli. Cholera! Czy ten facet kiedyś dorośnie? Ma taką cudowną dziewczynę, a zachowuje się jak dziecior. Mam ochotę wygarnąć mu wszystko w twarz, ale on w pewnym momencie po prostu wychodzi. Zachował się jak dupek. Kompletny dupek!

***
Witam! Witam! 
Wiecie, że kocham Was wszystkich i moich rodziców? 
Mam dla Was radę. Jeśli macie jakąś pasje, to powiedzcie o niej rodzicom, jeśli się tego wstydzicie, to naprawdę pokonajcie to, bo warto! Rodzice zawsze chcą naszego szczęścia! 
Ja dzięki moim rodzicom i Wam dzisiaj publikuję nowy rozdział i mam nadzieję nie ostatni.
Teraz znowu odnoszę się do Was z pytaniem i prośbą. 
Prośba: Jeśli przeczytałeś ten rozdział to wyraź w komentarzu swoją opinię, czy mam nadal pisać i czy się do tego nadaję. 
Pytanie: Kto chce, abym nadal zajmowała lub zajęła mu miejsce pod każdym rozdziałem?(Napisze w swoim komentarzu na końcu:"JA")!
Lecę i mam nadzieję, że spodobał Wam się ten rozdział! ;* 
Bajooo! ❤ 

poniedziałek, 23 listopada 2015

POMÓŻCIE!

Witam! 
Zawiodłam wiem, sama na sobie się zawiodłam. Mimo wszystko, wybaczcie.
Już 3 miesiące minęły od zakończenia wakacji, a ja nie potrafię złapać tego rytmu.
Niby uczę się dobrze, ale to nie tego się po sobie spodziewałam. 
Chciałam poświęcać tyle samo uwagi szkole jak i blogowi. 
Myślę, że rozumiecie, że to 3 klasa gimnazjum, a nie żadne przelewki. Nie chcę się nad sobą użalać, ale nauczyciele strasznie nas cisną pod względem egzaminów. 
Więc muszę większość mojej uwagi poświęcać szkole. Co jest dla mnie bolesne, bo uwielbiam pisać, ale kończę już. 
Teraz pytanie do Was! Mam dokończyć tą historię(choć nie ukrywam, że całkowicie straciłam do niej wenę co wiąże się z tym, że każdy rozdział będzie wymuszony) lub stworzyć coś całkowicie innego(możecie podsuwać pomysły)?
Zrobię ankietę na blogu i proszę weźcie w niej udział, bo to naprawdę mi pomoże ;) 
W komentarzach możecie pisać swoje opinie i propozycje.
Jeszcze raz przepraszam i przesyłam moc buziaczków! ;** 

środa, 16 września 2015

Jesteś stałym czytelnikiem? Proszę przeczytaj to.



Witam i od razu bardzo przepraszam. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z brakiem weny. Zawsze ją miałam, a teraz nagle wyparowała. Zaczęłam już kolejny rozdział, ale kompletnie nie mam pojęcia jak go rozwinąć i zakończyć. Do tego wszystkiego dochodzi szkoła i nauka, nie chcę jak każdy, usprawiedliwiać się szkołą, ale w tym roku czeka mnie test gimnazjalny i po prostu nie mam innego wyjścia jak wracać codziennie o 16:00, w domu mieć całą górę dodatkowych zadań i jak każdy chciałabym też odpocząć w domu przy ulubionym serialu lub filmie. 
Jednak koniec z narzekaniem! Nie zawieszę bloga, bo obiecałam sobie, że chcę dokończyć tą historię, przecież wiele z was na to czeka i ja was nie zawiodę! 
Podjęłam decyzję, że rozdziały będą pojawiać się w każdą NIEDZIELĘ!!! 
Jeszcze raz bardzo was przepraszam i postaram się poprawić! ❤ 
Buziak! ;**

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 9 - Sms


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja. 


Moje sumienie nie daje mi żyć po tym co się stało. To nie powinno mieć miejsca. Jesteśmy okropnie niesprawiedliwi w stosunku do Francesci. Dziękuję Bogu, że Anne nam dzisiaj przerwała, szkoda tylko, że to ja i Leon nie potrafiliśmy tego zatrzymać.
Cały czas mówię, że musimy o tym wszystkim zapomnieć, ale to nie działa. Gdy tylko go widzę, moje zmysły wariują. Ona działa na mnie jak narkotyk, pobudzająco i uzależniająco.
Na dodatek, jakby tego było mało, ciocia Leona robi dzisiaj uroczystą kolację, na którą przyjdzie jej przyjaciółka z mężem i córką w wieku moim i Francesci.
Postanowiłam, że włożę na siebie czarną sukienkę do połowy ud od Chanel i czarne szpilki od Sarkany. Cały zestaw uzupełnia srebrna kolia wysadzana diamentami.
Już ubrana siadam przy toaletce i robię mocniejszy makijaż, niż na co dzień, który podkreślam krwisto czerwoną szminką, a włosy rozpuszczam i stawiam na lekkie loki.
Gdy uznaję, że efekt końcowy mnie zadowala, powolnym krokiem kieruję się do salonu.
Jednak po chwili uznaję to za zły wybór, ponieważ znów jestem sam na sam z Verdasem.
- Będziesz mnie teraz unikać? - Zatrzymuje mnie, gdy próbuję przedostać się do jadalni.
- Gdzie twoja ciocia i Francesca? - Próbuję zmienić temat. Odwracam od niego wzrok. Jak na niego spojrzę to zmięknę.
- Jeszcze się szykują, a ty nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - Cholera. Myślałam, że mi się udało.
- Nie sądzisz, że to co robiliśmy dzisiaj było niesprawiedliwe w stosunku do pewnej osoby? - Zadaję pytanie i stawiam sprawę jasno.
- Masz rację, było. - Przytakuje mi. - Masz zamiar znów o tym z a p o m n i e ć? - Z irytacją w głosie, kładzie nacisk na ostatnim słowie, jakby wiedział, że to niemożliwe.
- A masz jakiś inny pomysł? - Znowu odpowiadam mu pytaniem.
- Nie, ale jestem pewien, że o tym nie zapomnę. Nie da się, choćbym nie wiem jak bardzo tego chciał. - Do teraz myślałam, że to dla niego zabawa. Grubo się myliłam.
- Leon - siadam obok niego na sofie i łapię twarz w dłonie. W jego oczach widzę smutek. - Nie widzę innego wyjścia.
- Ale... - stara się mi przerwać.
- Nie ma żadnego ale. Po prostu Francesca, to wspaniała osoba. Nie możemy jej tego zrobić. - Po moim policzku spływa pojedyncza łza, jednak szatyn tego nie zauważa, więc szybko ją ścieram.
- Nigdy nie wierzyłem w nieodwzajemnioną miłość. - Zaczyna.
- Co masz na myśli? - Ponaglam, bo słyszę, że z góry schodzi Anne z włoszką.
- Ja nie kocham Fran, więc ona nie może kochać mnie. Zawsze wierzyłem w to, że miłość jest wtedy, kiedy obie osoby się kochają. To było dla mnie zauroczenie. - Kończy, pewny swoich słów.
- Nawet jeśli tak jest, to dla niej może, to być o wiele większe zauroczenie. Za jakiś czas ona też to zrozumie, a wtedy ty znajdziesz swoją ukochaną. Nie możemy ranić człowieka, naszymi kaprysami. - Mówię równie pewnie.
- Więc dla ciebie to był tylko kaprys? - Zawstydzona, siedzę cicho. Nie tak miało to wyglądać. - Violetta, proszę odpowiedz - nadal siedzę cicho. - Jeżeli odpowiesz tak, to już na zawsze o tym zapomnimy i pozostaniemy w relacji,  przyjaciele z pracy. - Chciałabym, ale mojemu sercu to nie pasuje.
- T... tak Leon. To była tylko chwila, w której rozsądek gdzieś znikł - jednak serce tego pragnęło.
- Rozumiem - rzuca.- Od tej chwili jedynie znajomi z pracy.- To tak bardzo boli, ale mimo to wymuszam lekki uśmiech. Już wiem na czym stoję. Będzie mi łatwiej.
Co ja plotę? Z myślą, że nie mogę się do niego zbliżyć, nie mogę go poczuć, nie mogę pocałować, będzie jeszcze gorzej.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zauważyłam jego ciocię i Francesce na schodach. Obie wyglądały równie zniewalająco.
Gdy pokonały już wszystkie stopnie, zadzwonił dzwonek.
Brunetka przylgnęła do boku szatyna, - jakby chciała pokazać wszystkim, że on jest jej własnością - a kobieta skierowała się do potężnych dębowych drzwi.
- Witajcie kochani. Wejdźcie! Zapraszam. - Po chwili, goście byli już z nami w salonie.
- Dzień dobry. - Zaczęliśmy na równi.
- Anne - pełna dumy, starszawa brunetka, zwróciła się do cioci Leona. - Cóż to za uroczy młodzieńcy? - Uroczy? Jak mamy odebrać to słowo, kiedy mamy po ponad dwadzieścia lat. Nieubłagalnie zbliżamy się do wieku średniego.
- Katylin, - tak właśnie nazywała się przyjaciółka Anne, - Emmo, Edwardzie - a tak córka i mąż, Katylin - poznajcie. Oto mój siostrzeniec, a zarazem chrześniak, Leon Verdas. - Wypowiedziała, to zdanie z pełną dumą i wskazała na mężczyznę, od którego wzroku nie odrywały dzisiaj dwie brunetki.
Szatyn najpierw ucałował dłonie kobiet, a następnie uścisnął dłoń mężczyzny.
- To jego partnerka, Francesca Cauviglia. - Partnerka? Nie chciałbym otrzymać takiego tytułu, tylko przez wzgląd na to iż przynależę do osobnika płci przeciwnej oraz brzydkiej.
Dziewczyna z pełną klasą, przywitała się z wszystkimi, teraz kolej na mnie.
Anne już chciał kontynuuować, ale jej przerwałam.
- Violetta Castillo, przyjaciółka Leona i Francesci. - Uścisnęłam dłoń każdemu z osobna. 

Cała kolacja minęła w obojętnej dla mnie atmosferze, ponieważ cały czas miałam wrażenie, że z a m o ż n i, - jak my wszyscy tutaj - którzy cały czas podkreślali swoją pozycję, przyjaciele Anne jak i ich córka, próbowali udowodnić mi i włoszce, że Leon należy do Emmy. Choć wcale tak nie było, a szatyna, to wyraźnie irytowało.
Podjęłam jednak decyzję, że nie będę zadręczać się tymi próżnymi istotami, bo już nigdy więcej ich nie zobaczę(tak jak Emma, Leona).
Wyczerpana, udałam się więc do sypialni, gdzie przebrałam się tylko do piżamy, zmyłam makijaż i poległam na łóżku. Nie miałam już siły na prysznic. Zrobię, to rano.
Gdy już jedną nogą byłam w krainie snów, zadzwonił mój iPhone.
Niechętnie po niego sięgnęłam i nie patrząc na ekran, po prostu odebrałam.
- Halo? - Odezwałam się, leżąc twarzą w poduszkach. Nie miałam teraz ochoty na żadną rozmowę.
- Violetto Martino Castillo.
- Tato? - Natychmiast poderwałam się z łóżka. Cholera. Zapomniałam do nich zadzwonić po tym całym zdarzeniu z Tomasem.
- Co się dzieje? Tomas wrócił bez ciebie. Wyprowadził się. Ty nie wracasz. Nie dzwonisz. Co mamy sobie z mamą o tym myśleć? Leon się tam tobą przynajmniej opiekuje? - Nie dał mi dojść do słowa. Troskliwy, kochany staruszek.
- Jak wrócę, to wszystko wam opowiem. Nie martwcie się - zapewniłam.
- Teraz już wiem. - Barwa jego głosu się polepszyła. Już nie była taka poważna i stonowana.
- Dobra tatuś, będę kończyć...
- Już? - Nie dał mi skończyć.
- Jesteśmy w innej strefie czasowej tato. Ja umieram ze zmęczenia. - W moim głosie dało się wyczuć irytację.
- Na śmierć o tym zapomniałem. W takim razie idź spać, bo matka mnie zabije. - Uwiebiam jak wpada w panikę, będąc w strachu przed mamą. - Dobranoc skarbie.
- Tato! - Krzyknęłam.
- Tak?
- Przebukujesz mi bilet na pojutrze? - Przypomniałam sobie. Chcę już wrócić do domu i nie męczyć się z Verdasem. Boję się, że zrobimy coś głupiego.
- Jasne słonko, a teraz idź spać i się wyśpij - rozkazał.
- Dobranoc tatuś. Kocham cię. 
- Ja najbardziej. Dobranoc słonko. - Zrobiło mi się cieplej na sercu.
Gdy chciałam odłożyć telefon, zauważyłam, że mam nieodebranego smsa.
Nadawca to Tomas, niepewnie otworzyłam wiadomość.

No witaj mała. Myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? Mylisz się. W końcu jestem twoim mężem. Czekam na twój powrót i całuję. T. 

Te pięć zdań wzbudziło we mnie odrazę i strach.
W jednej chwili pojęłam, że on nie odpuści tak łatwo i nie da mi od tak rozwodu.
Będę miała z nim tak przechlapane jak Francesca. Tyle, że ona nie była jego dziewczyną, a tym bardziej żoną.

***
Hejoo! 
W końcu mam wystarczająco silny internet, żeby dodać nowy rozdział ;))
Więc oddaję w wasze ręce kolejny ;* 
Nie będę się rozpisywać, mam tylko nadzieję, że i ten się Wam spodoba!
CHCIAŁAM JESZCZE DODAĆ, ŻE POD TYM ROZDZIAŁEM ZAJMUJĘ MIEJSCA DLA TYCH, KTÓRZY POD POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM SKOMENTOWALI W ZAJĘTYCH MIEJSCACH!!!
Bajoo! ❤ 

Obserwatorzy