Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja.
Nie wytrzymam dłużej. Dlaczego to całe przyjęcie weselne musi trwać w nieskończoności? Nie dość, że udaję szczęśliwą i spełnioną kobietę u boku Tomasa, to jeszcze muszę oglądać Leona miziającego się z Francescą.
Tak. Właśnie tak wyobrażałam sobie najważniejszy dzień w moim życiu. Śmierdzi tu sarkazmem.
-Mogę prosić pannę młodą?-z przemyśleń wyrywa mnie mocny męski głos. Odrywam wzrok od swoich butów i spoglądam przed siebie. Leon. Niepewnie ujmuję jego dłoń, że też musiał poprosić przy wolnym kawałku.
Owijam swoje ręce wokół jego szyji, a dłonie szytana po chwili wędrują na moją talię.
-Pięknie wyglądasz.-zalewam się rumieńcem.-Zawsze chciałem mieć taki ślub. W dodatku z taką kobietą.-zaczynam lekko chichotać. Oj Verdas chyba przegiąłeś z alkoholem.
-Dziękuję.-dukam niepewnie i lekko wzdycham. Właśnie tańczę wolnego z moim ukochanym, który jest dla mnie całkowicie nieosiągalny mimo tego, że obaj pochodzimy z dobrych sfer.
-Czy ja cię zawstydzam, Castillo?-odpuszcza dość mocny ucisk na mojej talii, by unieść mój podbródek. Tak, nie przyjęłam nazwiska Tomasa m.in. przez wzgląd na to, że w mojej branży jestem rozpoznawana dzięki mojemu panieńskiemu nazwisku oraz, że Castillo brzmi sto razy lepiej niż Heredia.
-Nie.-rzucam odwracając wzrok od jego błękitnych tęczówek, w których zawsze się topie.
-Odbijamy.-Cholera! Tomas! Musiałeś przerwać?! Na swojej talii nie czuję już niezwykle męskich dłoni Verdasa, zostały zamienione na delikatne rączki Heredi. Violka! Co jest z tobą nie tak? Całe wesele gardzisz w myślach Tomasem, a Leon stoi na piedestale. Powinno być odwrotnie. Chyba. To takie trudne. Chcę zapomnieć o mężczyźnie, który sprawia, że moje zmysły wariują, a serce zdaje się wyskoczyć z klatki piersiowej. Niestety. To nie takie proste jak ci się zdawało, Castillo. Tańcząc z brunetem nie czuję już tego samego co parę minut temu, gdy byłam obejmowana przez szatyna.
-Muszę do toalety.-wyrywam mężczyznę z zatapiania się w mojej osobie.
-Wróć szybko.-szepcze mi ucho z cwaniackim uśmieszkiem. Niestety to zwiększa tylko moją niechęć do jego osoby.
~
-O matko, Violka! Co to było?-Ludmiła. Moja przyjaciółka. Wie o wszystkim. O całej miłości, którą darzę Verdasa. Zawsze mnie wspiera.
-Nie mam pojęcia.-wzdycham rzucając się w jej ramiona.
-Nie masz pojęcia jak to wszystko wyglądało...-zacina się po czym kontynuuje.-Jakby to Leon był panem młodym, a Tomas tylko dodatkiem na waszym weselu. Wszystkim rzuciło się w oczy z jakim pożądaniem patrzysz na Verdasa.-po jej słowach nie wytrzymuję. Po moich policzkach mimowolnie zaczynają spływać dziesiątki gorzkich łez.
-Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?-Sama dziwię się sobie, że zadaję jej takie bezsensowne pytania mając nadzieję, że mi na nie odpowie.
-Nie mam pojęcia Violu. Musisz o nim zapomnieć.-gładzi dłonią moje włosy, to zawsze mnie uspokajało.-Teraz chodź już. Przyjęcie za niedługo się skończy.-posłusznie podążam za blondynką.
~
-Violetta! Wróciłaś.-Widok Heredii zabawiającego się z jakąś wypacykowaną lalą wcale mnie nie rusza.-Chodź potańszyć!-wkradają się błędy gramatyczne. Tak, upił się w trzy dupy.
-Nigdzie nie ide! Jestem zmęczona! Pozatym nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, gdy jesteś w takim stanie.-unosi ręce w geście obronnym i kontynuuje zabawę w towarzystwie równie pijanej brunetki.
Mam dosyć. Nogi zaraz mi odpadną, a oczy odmawiają posłuszeństwa. Niezauważona udaję się do jednego z pokoi hotelu Verdas, w którym mieliśmy zamówioną dzisiejszą noc.
Wchodzę do ciemnego pokoju, a przed zapaleniem światła porządnie obijam się o jakąś komodę.
-Cholera! Po co to coś tutaj stoi?!-niezauważając obecności szatyna w pomieszczeniu zaczynam głośno krzyczeć.
-Spokojnie. To nie ona jest tutaj winna.-odzywa się wyraźnie rozbawiony.
-Ciebie co tak śmieszy? Co ty w ogóle tutaj robisz?-rzucam szorstko. Niech wie, że Violetta Castillo to nie byle kto.
-Śmieszy mnie twoje zachowanie. Jak się wkurzasz to tak słodko marszczysz nosek.-O matko! Czuję jak zalewam się rumieńcem po raz kolejny dzisiejszego wieczoru. Violetta uspokój te motyle w żołądku!-A i jestem tutaj, bo to mój hotel oraz jestem gościem na twoim weselu.
-Śmieszne. Ale co robisz w moim pokoju?-ponawiam pytanie.
-Twoja mama poprosiła mnie, abym poszedł i sprawdził czy wszystko z tobą ok, bo twój małżonek nie nadaje się już dzisiaj do niczego.-zaczyna chichotać na co ja nie wytrzymuję i dołączam do niego.
-Jest ok. Możesz już iść.-wskazuję dłonią na drzwi, jednak marne.
-Ok? To spójrz na swoje ramię.-spoglądam lekko niedowierzającym wzrokiem. Niby nie groźne zderzenie z komodą, a jednak powoduje jakieś uszkodzenia.
-Dam sobie radę. Możesz iść do Francesci.
-Francesca bawi się z Tomasem, a ja cię nie zostawię dopóki nie będę miał pewności, że jesteś bezpieczna.-zbliża się do mnie na co ja reaguję przeciwnie.-Violetta daj sobie pomóc! Przecież krew ci leci. Chodź zrobię ci opatrunek.-wyciąga dłoń w moją stronę, którą ja niepewnie ujmuję i prowadzi mnie do łazienki.-Usiądź.-wskazuje na skraj wanny, a ja posłusznie spełniam jego polecenie.
-L-Leon, bo ja... boję się wody utlenionej.-spuszczam głowę, a on unosi ją za podbródek. Patrzę w jego oczy i widzę w nich. Troskę?
-Będę starał się najbardziej delikatnie jak potrafię.-na te słowa unoszę kąciki ust. Czuję się przy nim tak bezpiecznie. Tak swobodnie. Dlaczego to właśnie on nie może być mój?
-Auć!-przygryzam dolną wargę, gdy on przykłada gazę do rany.
-Spokojnie.-posyła mi szczery uśmiech po czym dmucha lekko w ranę. Przez moje ciało przechodzą przyjemne prądy. On jest cudowny!
-I gotowe.-kończy doklejając ostatni plaster.
-Skończone?-pytam przez zamknięte oczy. Nie uzyskuję odpowiedzi, słyszę tylko jego chichot na co lekko szturcham go w ramię.
-O nie! Tak nie będziemy się bawić.-tymi słowami wprawia mnie w lekkie osłupienie i dobrze to wykorzystuje. Rzuca się na mnie i zaczyna łaskotać. Trafia w czuły punkt. Mój brzuch. Nie chce przestać, a ja śmieję się jak opętana. Jednak, gdy widzi, że już nie mogę, odpuszcza.
~
Już przebrana i gotowa do snu wchodzę do sypialni.
-Nadal tu jesteś?-rzucam pytanie mężczyźnie, który siedzi na fotelu obok łóżka. Jego włosy są w lekkim nieładzie, co tylko zwiększa moje pożądanie. Mam ochotę się na niego rzucić, wbić się w usta, zaplątać się w tej czuprynie, wtulić się w jego tors i już nigdy go nie opuszczać. Marzenia.
-Czekałem, aż przyjdziesz. Teraz mogę już iść.-powoli wstaje z fotela.
-Leon?
-Tak?
-Mógłbyś ze mną zostać, aż zasnę?
-Oczywiście.-Czy ja właśnie ujrzałam w jego oczach tańczące iskierki? Nie. Zdawało ci się.
-Dziękuję.-odpowiadam szeptem i czuję ja zakłada kosmyk moich włosów za ucho. Ponownie przechodzą mnie ciarki.
Nie zastanawiając się gdzie znajduje się Tomas, szybko udaję się do krainy Morfeusza, by śnić o moim księciu Verdasie. Teraz liczy się tylko jego obecność.
***
Hejka naklejka! Oto mój pierwszy rozdział. Jestem z niego dumna.
Od razu bum i Leonetta haha *_*
Oby Wam się spodobał! Piszcie w komkach.
Ja w ciągu dalszym zapraszam do zapoznania się z zakładkami!
Mykam i zostawiam was sam na sam z moim rozdzialikiem hihi