piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 9 - Sms


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja. 


Moje sumienie nie daje mi żyć po tym co się stało. To nie powinno mieć miejsca. Jesteśmy okropnie niesprawiedliwi w stosunku do Francesci. Dziękuję Bogu, że Anne nam dzisiaj przerwała, szkoda tylko, że to ja i Leon nie potrafiliśmy tego zatrzymać.
Cały czas mówię, że musimy o tym wszystkim zapomnieć, ale to nie działa. Gdy tylko go widzę, moje zmysły wariują. Ona działa na mnie jak narkotyk, pobudzająco i uzależniająco.
Na dodatek, jakby tego było mało, ciocia Leona robi dzisiaj uroczystą kolację, na którą przyjdzie jej przyjaciółka z mężem i córką w wieku moim i Francesci.
Postanowiłam, że włożę na siebie czarną sukienkę do połowy ud od Chanel i czarne szpilki od Sarkany. Cały zestaw uzupełnia srebrna kolia wysadzana diamentami.
Już ubrana siadam przy toaletce i robię mocniejszy makijaż, niż na co dzień, który podkreślam krwisto czerwoną szminką, a włosy rozpuszczam i stawiam na lekkie loki.
Gdy uznaję, że efekt końcowy mnie zadowala, powolnym krokiem kieruję się do salonu.
Jednak po chwili uznaję to za zły wybór, ponieważ znów jestem sam na sam z Verdasem.
- Będziesz mnie teraz unikać? - Zatrzymuje mnie, gdy próbuję przedostać się do jadalni.
- Gdzie twoja ciocia i Francesca? - Próbuję zmienić temat. Odwracam od niego wzrok. Jak na niego spojrzę to zmięknę.
- Jeszcze się szykują, a ty nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - Cholera. Myślałam, że mi się udało.
- Nie sądzisz, że to co robiliśmy dzisiaj było niesprawiedliwe w stosunku do pewnej osoby? - Zadaję pytanie i stawiam sprawę jasno.
- Masz rację, było. - Przytakuje mi. - Masz zamiar znów o tym z a p o m n i e ć? - Z irytacją w głosie, kładzie nacisk na ostatnim słowie, jakby wiedział, że to niemożliwe.
- A masz jakiś inny pomysł? - Znowu odpowiadam mu pytaniem.
- Nie, ale jestem pewien, że o tym nie zapomnę. Nie da się, choćbym nie wiem jak bardzo tego chciał. - Do teraz myślałam, że to dla niego zabawa. Grubo się myliłam.
- Leon - siadam obok niego na sofie i łapię twarz w dłonie. W jego oczach widzę smutek. - Nie widzę innego wyjścia.
- Ale... - stara się mi przerwać.
- Nie ma żadnego ale. Po prostu Francesca, to wspaniała osoba. Nie możemy jej tego zrobić. - Po moim policzku spływa pojedyncza łza, jednak szatyn tego nie zauważa, więc szybko ją ścieram.
- Nigdy nie wierzyłem w nieodwzajemnioną miłość. - Zaczyna.
- Co masz na myśli? - Ponaglam, bo słyszę, że z góry schodzi Anne z włoszką.
- Ja nie kocham Fran, więc ona nie może kochać mnie. Zawsze wierzyłem w to, że miłość jest wtedy, kiedy obie osoby się kochają. To było dla mnie zauroczenie. - Kończy, pewny swoich słów.
- Nawet jeśli tak jest, to dla niej może, to być o wiele większe zauroczenie. Za jakiś czas ona też to zrozumie, a wtedy ty znajdziesz swoją ukochaną. Nie możemy ranić człowieka, naszymi kaprysami. - Mówię równie pewnie.
- Więc dla ciebie to był tylko kaprys? - Zawstydzona, siedzę cicho. Nie tak miało to wyglądać. - Violetta, proszę odpowiedz - nadal siedzę cicho. - Jeżeli odpowiesz tak, to już na zawsze o tym zapomnimy i pozostaniemy w relacji,  przyjaciele z pracy. - Chciałabym, ale mojemu sercu to nie pasuje.
- T... tak Leon. To była tylko chwila, w której rozsądek gdzieś znikł - jednak serce tego pragnęło.
- Rozumiem - rzuca.- Od tej chwili jedynie znajomi z pracy.- To tak bardzo boli, ale mimo to wymuszam lekki uśmiech. Już wiem na czym stoję. Będzie mi łatwiej.
Co ja plotę? Z myślą, że nie mogę się do niego zbliżyć, nie mogę go poczuć, nie mogę pocałować, będzie jeszcze gorzej.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zauważyłam jego ciocię i Francesce na schodach. Obie wyglądały równie zniewalająco.
Gdy pokonały już wszystkie stopnie, zadzwonił dzwonek.
Brunetka przylgnęła do boku szatyna, - jakby chciała pokazać wszystkim, że on jest jej własnością - a kobieta skierowała się do potężnych dębowych drzwi.
- Witajcie kochani. Wejdźcie! Zapraszam. - Po chwili, goście byli już z nami w salonie.
- Dzień dobry. - Zaczęliśmy na równi.
- Anne - pełna dumy, starszawa brunetka, zwróciła się do cioci Leona. - Cóż to za uroczy młodzieńcy? - Uroczy? Jak mamy odebrać to słowo, kiedy mamy po ponad dwadzieścia lat. Nieubłagalnie zbliżamy się do wieku średniego.
- Katylin, - tak właśnie nazywała się przyjaciółka Anne, - Emmo, Edwardzie - a tak córka i mąż, Katylin - poznajcie. Oto mój siostrzeniec, a zarazem chrześniak, Leon Verdas. - Wypowiedziała, to zdanie z pełną dumą i wskazała na mężczyznę, od którego wzroku nie odrywały dzisiaj dwie brunetki.
Szatyn najpierw ucałował dłonie kobiet, a następnie uścisnął dłoń mężczyzny.
- To jego partnerka, Francesca Cauviglia. - Partnerka? Nie chciałbym otrzymać takiego tytułu, tylko przez wzgląd na to iż przynależę do osobnika płci przeciwnej oraz brzydkiej.
Dziewczyna z pełną klasą, przywitała się z wszystkimi, teraz kolej na mnie.
Anne już chciał kontynuuować, ale jej przerwałam.
- Violetta Castillo, przyjaciółka Leona i Francesci. - Uścisnęłam dłoń każdemu z osobna. 

Cała kolacja minęła w obojętnej dla mnie atmosferze, ponieważ cały czas miałam wrażenie, że z a m o ż n i, - jak my wszyscy tutaj - którzy cały czas podkreślali swoją pozycję, przyjaciele Anne jak i ich córka, próbowali udowodnić mi i włoszce, że Leon należy do Emmy. Choć wcale tak nie było, a szatyna, to wyraźnie irytowało.
Podjęłam jednak decyzję, że nie będę zadręczać się tymi próżnymi istotami, bo już nigdy więcej ich nie zobaczę(tak jak Emma, Leona).
Wyczerpana, udałam się więc do sypialni, gdzie przebrałam się tylko do piżamy, zmyłam makijaż i poległam na łóżku. Nie miałam już siły na prysznic. Zrobię, to rano.
Gdy już jedną nogą byłam w krainie snów, zadzwonił mój iPhone.
Niechętnie po niego sięgnęłam i nie patrząc na ekran, po prostu odebrałam.
- Halo? - Odezwałam się, leżąc twarzą w poduszkach. Nie miałam teraz ochoty na żadną rozmowę.
- Violetto Martino Castillo.
- Tato? - Natychmiast poderwałam się z łóżka. Cholera. Zapomniałam do nich zadzwonić po tym całym zdarzeniu z Tomasem.
- Co się dzieje? Tomas wrócił bez ciebie. Wyprowadził się. Ty nie wracasz. Nie dzwonisz. Co mamy sobie z mamą o tym myśleć? Leon się tam tobą przynajmniej opiekuje? - Nie dał mi dojść do słowa. Troskliwy, kochany staruszek.
- Jak wrócę, to wszystko wam opowiem. Nie martwcie się - zapewniłam.
- Teraz już wiem. - Barwa jego głosu się polepszyła. Już nie była taka poważna i stonowana.
- Dobra tatuś, będę kończyć...
- Już? - Nie dał mi skończyć.
- Jesteśmy w innej strefie czasowej tato. Ja umieram ze zmęczenia. - W moim głosie dało się wyczuć irytację.
- Na śmierć o tym zapomniałem. W takim razie idź spać, bo matka mnie zabije. - Uwiebiam jak wpada w panikę, będąc w strachu przed mamą. - Dobranoc skarbie.
- Tato! - Krzyknęłam.
- Tak?
- Przebukujesz mi bilet na pojutrze? - Przypomniałam sobie. Chcę już wrócić do domu i nie męczyć się z Verdasem. Boję się, że zrobimy coś głupiego.
- Jasne słonko, a teraz idź spać i się wyśpij - rozkazał.
- Dobranoc tatuś. Kocham cię. 
- Ja najbardziej. Dobranoc słonko. - Zrobiło mi się cieplej na sercu.
Gdy chciałam odłożyć telefon, zauważyłam, że mam nieodebranego smsa.
Nadawca to Tomas, niepewnie otworzyłam wiadomość.

No witaj mała. Myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? Mylisz się. W końcu jestem twoim mężem. Czekam na twój powrót i całuję. T. 

Te pięć zdań wzbudziło we mnie odrazę i strach.
W jednej chwili pojęłam, że on nie odpuści tak łatwo i nie da mi od tak rozwodu.
Będę miała z nim tak przechlapane jak Francesca. Tyle, że ona nie była jego dziewczyną, a tym bardziej żoną.

***
Hejoo! 
W końcu mam wystarczająco silny internet, żeby dodać nowy rozdział ;))
Więc oddaję w wasze ręce kolejny ;* 
Nie będę się rozpisywać, mam tylko nadzieję, że i ten się Wam spodoba!
CHCIAŁAM JESZCZE DODAĆ, ŻE POD TYM ROZDZIAŁEM ZAJMUJĘ MIEJSCA DLA TYCH, KTÓRZY POD POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM SKOMENTOWALI W ZAJĘTYCH MIEJSCACH!!!
Bajoo! ❤ 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 8- Alkoholik


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja. 


Nie jestem w stanie zrozumieć co stało się z Tomasem. Był taki zimny i nieobliczalny. Jego oczy przybrały ciemny kolor. W ogóle nad sobą nie panował. Dlaczego alkohol tak bardzo zmienia ludzi? Przez ten trunek, mężczyzna, który na co dzień jest łagodny jak baranek, zmienił się w bestię. Nie jestem w stanie tego pojąć. Czy to przed tym ostrzegała mnie Francesca? Gubię się we własnych spekulacjach. Muszę odbyć poważną rozmowę z włoszką. Nie będzie to trudne, bo akurat wchodzi do mojej sypialni i z pełną gracją siada na skraju łóżka.
- Dobrze, że już wstałaś. Powoli martwiliśmy się o ciebie z Leonem.- W jej głosie łatwo wyczuć troskę. Jest niesamowitą osobą.
- Nie musicie. Naprawdę.- Waham się.- Spakuję się i wracam do domu.- Decyduję.
- Nie możesz!- Krzyczy ze zdenerwowania, a ja otwieram oczy ze zdziwienia, na co brunetka kontynuuje.- Tomas był po rzeczy, gdy spałaś i wrócił bez ciebie. Ty zostajesz tutaj.- Mówi zdecydowana.
- Dlaczego? Po co?- Nic nie rozumiem.
- Właśnie o tym mówiłam. Ostrzegałam.- Zaczynam się powoli bać.
- O czym ty mówisz?- Zadaję wiecznie nurtujące mnie pytanie.
- Kiedyś znałam Tomasa.- Unoszę pytająco prawą brew.- To znaczy poznaliśmy się we Włoszech. Ja zaczynałam karierę modelki, a on był początkującym fotografem. Nieźle mu szło, więc postanowiliśmy stworzyć duet.- Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Brunet fotografem? Przecież jego zawód, to kucharz.- Wszystko szło po naszej myśli, aż w końcu Tomas, by się odstresować, zaczął nadużywać alkoholu. Stał się niebezpieczny. Ten rodzaj używki, zawsze źle na niego działał.
- Nie wierzę.- Szepczę.
- To nie wszystko.- Dziwię się, lecz macham ręką, dając jej do zrozumienia, że ma kontynuuować.- Namówiłam go na odwyk, ale on sprawiał kłopoty lekarzom. Uciekał z ośrodka i kompletnie pijany, przychodził do mnie. Mówił, że mnie kocha. Popadł w obsesję, a ja nie czułam się bezpiecznie, więc postanowiłam wyjechać.
- To wszystko?- Przerywam jej, nie mogąc ukryć zszokowania.
- Tak oto znalazłam się tutaj, a on po krótkim czasie mnie odnalazł.- To brzmi jak historia z horroru.- Znalazł pracę w restauracji twojego ojca, męża twojej matki, a mojej pracodawczyni. Koszmar się nie kończył, aż w końcu pewnego dnia, on poznał ciebie i się zakochał.- Kończy na jednym wydechu.
- Dziękuję, że mówisz mi o tym tak wcześnie. Jestem żoną człowieka, którego nie kocham, a w dodatku on jest chory psychicznie.- Odzywam się napełniona irytacją.
- Wybacz mi.- Mówi ze skruchą.
- Muszę teraz jakoś z tego wybrnąć.- Wzdycham ciężko.
- Ja go na ciebie ściągnęłam, więc ja ci pomogę.- Ta dziewczyna nie przestanie zadziwiać mnie swoją ogromną szlachetnością.
- Dziękuję.- Posyłam jej szczery uśmiech i wstaję z łóżka, po czym pod wpływem bólu z podbrzusza, skulam się przy ścianie.
- Violetta! Nic ci nie jest?- Brunetka klęka przy mnie.
- Nie. Przejdzie mi.
- Zawołam Leona!- Zanim zdążę cokolwiek z siebie wydusić dziewczyna znika za drzwiami.

Jestem w kompletnej rozsypce. Dlaczego ja się w to wszystko wpakowałam? Już wolę być zakochana po uszy w Verdasie i zostać starą panną z kotami, niż użerać się z jakimś psychopatą, który kompletnie nic dla mnie nie znaczy.
W ogóle dlaczego to ja mam cierpieć dla dobra innych? Kończę z tym! Nie chcę stać się egoistką, ale od teraz myślę tylko o sobie. Moje szczęście jest dla mnie najważniejsze.
- Co się stało?- Gdy usłyszałam ten głos, cały ból jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znikł.
- Nie nic wszystko jest dobrze.- Próbuję wstać z podłogi, ale ponownie upadam.
- Violetta. Błagam cię.- Szatyn łapie mnie pod ramię i prowadzi do salonu, gdzie czeka Fran.
Kładzie mnie na kanapie i klęka przedemną.
- Tutaj masz lód.- Brunetka przykłada worek do mojego brzucha. 
- Dziękuję, że się o mnie troszczycie, ale nie chcę być dla was ciężarem.
- Viola przestań!- Unosi się mężczyzna.- Nie puszczę cię teraz samej do domu. Wiem wszystko. Francesca mi opowiedziała.- Gładzi mnie po ramieniu, a ja nie wytrzymuję presji i po prostu zaczynam płakać.
- Nie chcę tak żyć. Nie kocham go.- Poddaję się i wyznaję prawdę.
- Wiem o tym. Spokojnie.- Wyznaję szatyn, czym wprawia mnie w osłupienie.- Wszystko będzie dobrze.- Otula mnie swoimi ramionami.
Przez to wszystko zapomniałam o Francesce, która nas obserwowała, jednak po dłuższej chwili zniknęła za drzwiami kuchni.
- Chodź. Musisz się uspokoić.- Leon bierze mnie na ręcę i niesie do sypialn, po raz kolejny tego dnia.
Jak on cudownie pachnie. Dlaczego ten mężczyzna nie może tak po prostu stać się moją własnością? Tak strasznie zazdroszczę włoszce, że ma taki skarb u swojego boku.
Niechętnie otrząsam się z transu, gdy Verdas kładzie mnie na łóżku.
- Dziękuję za wszystko.- Postanawiam przerwać ciszę między nami.
- Violetta- zaczyna- wiesz, że zawsze, ale to zawsze możesz liczyć na moją pomoc?- Pyta, a ja posyłam mu delikatny uśmiech.- Musisz zdać sobie sprawę z tego, że jesteś dla mnie bardzo ważna i nie przeżyłbym gdyby coś ci się stało.- Te słowa poruszyły moje serce. Tak bardzo mu na mnie zależy. Czuję, że mogę skakać ze szczęścia do sufitu.
- Naprawdę?- Próbuję się upewnić, więc spoglądam mu głęboko w oczy, a ten ujmuje moją twarz w dłonie i niepewnie muska moje usta. Jestem w niebie. 
Szatyn spogląda na mnie, jakby chciał poprosić o zgodę.
- A Francesca?- Pytam.
- Wyszła na plażę.- Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale pragnę go. Chcę pobyć z nim chwilę sam na sam. Chcę się do niego zbliżyć, więc wbijam mu się z zachłannością w usta, a on cały czas oddaje pocałunek, nawet go pogłębia. Gdy próbuję zaczerpnąć powietrza, on tak po prostu włącza język do gry. Jeszcze nigdy mnie tak nie całował. Czuję się jakbym była jego własnością. Jednak mnie się to podoba.
W trakcie pocałunku wsuwa mi dłonie pod koszulkę, na mojej skórzy pojawia się gęsia skórka, a przez ciało przechodzi przyjemny prąd.
Pogłębiając pocałunek, siadam na nim okrakiem, by po chwili on kierował swoje dłonie w stronę zapięcia od stanika.
Uśmiecham się przy pocałunku na co on reaguje w ten sam sposób i w końcu zdobywa upragniony cel. Zwinnym ruchem zrzuca ze mnie biustonosz, nie ściągając przy tym koszulki. Przydatna umiejętność.
Nasze pocałunki stają się jeszcze bardziej namiętne, do tego on zaczyna bawić się moimi piersiami, czym wprawia mnie w jeszcze większe podniecenie. Zaczynam poruszać się na nim zmysłowo, na co on cicho pojękuje. 
Nie wytrzymuję i zrzucam z niego koszulkę, po czym wplątuję dłonie w jego idealną grzywę.
Mam na niego tak ogromną ochotę, że zaczynam odpinać pasek jego spodni.
Oboje orientujemy się co robimy, gdy słyszymy pukanie do drzwi. Zrywamy się z łóżka i zaczynamy szukać brakujących części naszego ubioru.
Dziękuję Bogu, że ten ktoś w porę nam przerwał, jednak czuję ogromny niedosyt.

***
Hejoo!
No i udało mi się dodać jeszcze! *_*
Wybaczcie, że taki krótki ;/
Miśki, jutro w nocy wyjeżdżam, więc rozdziały prawdopodobnie nie pojawią się przez najbliższe kilka dni. No chyba, że będę miała tam dostęp do ewentualnego WiFi.
Pożyjemy zobaczymy;) 
W ogóle mam podjarę, bo zrobiłam pierwsze zbliżenie Leonetty i jutro obsada przyjeżdża do Polski, na ponad tydzień!!!! WHAAAAAAT 
Niech ktoś mnie obudzi z tego snu! *_* 
Co do rozdziału, to ej! Tajemnica Tomasa wyszła na jaw, ale czy da on teraz spokój Violetcie? Przecież są jeszcze małżeństwem.
Czytajcie i komentujcie, a zobaczycie;D
Ja w nadziei, że się wam spodoba, opuszczam bloggera, by udać się na spoczynek:"") 
A i jeszcze, gdyby ktoś chciał mieć zajmowane miejsce, niech pisze pod tym rozdziałem. BRANOC! ❤ 

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 7- Brylant


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja. 
+
Przeczytajcie notkę pod rozdziałem!!!


Kto jak kto, ale ja nienawidzę posiadać sypialni od strony wschodniej.
Niby lubię jak promienie słońca otulają moją twarz, ale przy okazji również rażą moje biedne niewyspane oczy i zmuszają tym do opuszczenia raju, jakim jest łóżko.
Niechętnie zwlekam swoje cztery litery z materaca i kieruję się do łazienki.
Prysznic brałam wczoraj wieczorem, więc uznaję, że bezsensu jest brać go również rano, więc załatwiam się i dokładnie myję dłonie, zęby oraz twarz. Wycieram się miłym, bawełnianym ręcznikiem i kieruje się z powrotem do sypialni. Tomas jeszcze śpi. To dobrze, uniknę zbędnej rozmowy.
Otwieram szafę i wybieram z niej zwykłą białą bokserkę, brzoskwiniową spódniczkę od Chanel i złote sandałki od Sarkany.
Cały zestaw zwinnie na siebie zakładam i siadam przy toaletce.
Włosy związuję w luźnego koka, a na twarzy robię delikatny makijaż, który podkreślam różową szminką.
Za dodatek posłuży mi moja szczęśliwa, srebrna bransoletka, którą dostałam od mamy na piętnaste urodziny. Ona wiele dla mnie znaczy.
Aby uzyskać to co chciałam, spryskuję się perfumami DKNY By Delicious.
Zerkam jeszcze tylko na bruneta, ale ten ani drgnie, więc po cichu opuszczam pokój i udaję się do kuchni.
Niestety nie tak jak planowałam, a mianowicie jest tutaj Leon.
- Dzień dobry.- Mile mnie zaskakuje i wita się pierwszy. Muska mój policzek na co mi miękną nogi.
- Witaj.- Mówię speszona i z filiżanką podchodzę do ekspresu z kawą.
- Jak się spało?- Błagam daj spokój. Nie rozumiesz, że gdy słyszę twój głos, to się rozpływam?
- Dobrze.- Kwituję. Brakuje mi słów, gdy na niego patrzę.
- Ślicznie dziś wyglądasz.- Mówi z chrypką i wychodzi do jadalni. Czy to miał być flirt? Udało mu się. Znowu wyglądam jak burak. Po co on to w ogóle robi?
Po chwili nieobecności, wracam do świata żywych i robię sobie owsiankę.
No i gdzie mam teraz zjeść? W salonie nie wypada, bo nie jestem u siebie, na tarasie nie, bo go nie ma, na balkonie niezbyt, bo muszę oglądać Tomasa.
Pozostaje mi tylko jadalnia, w której jest on, ale muszę się przełamać.
Pewnym krokiem wchodzę do pomieszczenia i zajmuję miejsce na przeciw Leona. Słodko wygląda, gdy jest taki zanurzony w swoim MacBooku i nie odwracając od niego wzroku popija tylko kawę.
- Lubisz mnie tak obserwować?- Chichocze i nadal spogląda w ekran. Cholera! Nawet niezauważyłam, że wgapiam się w niego jak w obrazek.
- Ja. Tylko. Ten.- Nie wychodzi mi.
- Rozumiem.- Odpowiada i nareszcie na mnie spogląda.- Masz może ochotę mi pomóc?
- W jakim sensie?- Pytam, popijając kawę.
- Chciałem jechać po śniadaniu do jubilera, żeby kupić dla Fran pierścionek zaręczynowy.- Czuję jak kawa zalewa mi płuca. Zaczynam się krztusić, jednak szybko daję sobie z tym radę.
- Nie spodziewałam się.- Mówię cicho.
- Ja też nie. Wczoraj o tym myślałem i postanowiłem, że nie będę dłużej czekał.- Auć. To boli. Dlaczego? Nigdy się tak nie czułam.
- Gratuluję.- Posyłam mu lekki uśmiech i kontynuuję.- Z chęcią ci pomogę.- Udaje mi się skłamać.
- Cieszę się. Jak zjesz to limuzyna będzie czekać przed domem.- Uśmiecha się i wychodzi. No super. Teraz będę musiała znosić ślub ukochanego? Nie dam rady. To tak cholernie boli. Tak strasznie niszczy mnie od środka. Nie czuję już szczęścia. Nie czuję się silną kobietą. Kiedyś byłam w stanie góry przenosić, a teraz się gubię. Gubię się w brudach własnego życia. Jak długo to jeszcze potrwa?
Niechętnie kieruję się w stronę wyjścia. Po drodze biorę do ręki czarną kopertówkę od Chanel i przed zamknięciem drzwi wejściowych przypominam sobie, że Tomas jeszcze śpi. W sumie, to nie wiem nawet gdzie wczoraj był. Jak zasypiałam, to jeszcze go nie było. Powoli zaczynam sobie uświadamiać, że nic nie wiem o tym człowieku. Jestem głupia. Po co się w to wszystko pakowałam?
Po dłuższym namyśle, zamykam drzwi i kieruję się w stronę samochodu.

Leon POV'S 

Dojechaliśmy do galerii i szukamy jubilera.
Zaczynam powoli wątpić w to co robię. Po co to wszystko kiedy ja kocham Violettę? Sam siebie nie rozumiem. Wiem, że ona też coś do mnie czuję. Łatwo to dostrzegłem. Jej pocałunki były inne, niż te Francesci.
Boli mnie bardzo to, że ona jest żoną innego mężczyzny, ale nie byłbym w stanie zrobić jej na złość, żeniąc się z włoszką. Muszę się jeszcze dobrze nad tym zastanowić.
- Może ten?- Słyszę głos Violetty z drugiego końca sklepu, kieruję się w jej stronę i spoglądam na pierścionek. Jest idealny.
- Załóż go.- Uśmiecham się do niej i puszczam oczko, a ona powoli wykonuje moje polecenie.
- Ten jest z najnowszej kolekcji. Idealnie do pani pasuje.- Uśmiechamy się razem z Violettą jednocześnie. Kocham jej uśmiech.- Widać, że bardzo się kochacie.- Nawet sprzedawczyni to widzi?
- My nie jesteśmy razem.- Zaprzecza szatynka i szybko zdejmuje z siebie brylant.
- Bardzo państwa przepraszam. Wyglądaliście państwo na...
- Nic się nie stało. Biorę go.- Przerywam jej i podaję, to co wybrałem. Ona uśmiecha się do nas i kieruje się do kasy, aby zapakować pierścionek i rozliczyć się ze mną.
Po zakupie wyznaczonej rzeczy wracamy do domu. Violetta nie odzywa się do mnie przez całą drogę. To chyba przez tą sytuację w jubilerze. Jednak to nie moja wina. Nie rozumiem kobiet.
Na wejściu do domu, spotykamy się z głośnymi krzykami, które dochodzą z kuchni. Cioci nie ma w domu, więc zostaje tylko Tomas i Francesca. Spoglądamy na siebie z Violettą i wchodzimy do kuchni.
- Tomas! Wiesz, że nie możesz pić!- Francesca uspokają bruneta, który w dłoni trzyma butelkę z trunkiem.
- Co się tu dzieje?- Podnoszę głos.
- Co się dzieje? Ja ci powiem co się dzieje. Dobrze ci z moją żoną?- Ledwo trzymie się na nogach.
- Tomas uspokój się!- Do kłótni włącza się szatynka.
- Ty się dziwko nie udzielaj!- Podnosi rękę i uderza z pięści w brzuch dziewczyny. Zabiję go.
- Co ty kurwa odwalasz?- Rzucam się na niego z pięściami.- Wiesz co to szacunek dla kobiet?- Zbieram go za szmaty i wyrzucam za drzwi.
- Spróbuj tutaj wrócić!- Zatrzaskuję drzwi i szybkim krokiem zmierzam do kuchni.
Francesca przytula Violettę, która siedzi i płacze skulona przy lodówce.
Bez zastanowienia kucam przy nich.
- Francesco przygotujesz sypialnię Violetcie?- Kieruję prośbę do brunetki, która kiwa twierdząco głową i wychodzi.
- Boli bardzo?- Zakleszczam szatynkę w swoich ramionach, a ta bez zastanowienia wtula się w mój tors, łkając.
- Bardziej serce.- Szepcze, a ja całuję czubek jej głowy.
- Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.- Mówię pewnie. Nie pozwolę jej skrzywdzić.
- Dziękuję.- Odzywa się i patrzy mi w oczy, całuję ją w czoło, a ona po chwili znów się we mnie wtula.

***
Witam! 
Nareszcie go dodałam. Niby krótki, ale myślę ciekawy.
Tajemnica Tomasa niedługo wyjdzie na jaw. 
Czy Violka wybaczy mu, że nic jej nie powiedział? 
Czytajcie i czekajcie :"") 
Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, bo jadę na wakacje. 
Może jeszcze przed tym jak wyjadę, może tam(to zależy od internetu), a może dopiero jak wrócę, czyli za więcej niż 2 tygodnie. 
Właśnie! 
Kto chce, abym zajmowała mu miejsce pod rozdziałem? Niech napisze w komentarzu ;) 
Ja lecę misie! ❤ Paaa.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Przepraszam.


Wybaczcie, że rozdział się nie pojawia, ale mam gości z Irlandii i kompletnie nie mam czasu go obrobić. Do tego dochodzi jeszcze stres, że oni zostają do końca tego tygodnia, ja mam urodziny w sobotę, a 26.08 ja wyjeżdżam i w tym czasie muszę jeszcze obrobić rozdział. Masakra. 
Obiecuję jednak, że do końca tego tygodnia rozdział się pojawi! 
A jak już wyjadę na te moje upragnione wakacje, to będę miała czas napisać jakieś rozdzialiki.
Mam nadzieję, że się nie gniewacie i mnie rozumiecie. 
Przepraszam i Dobranoc MISIE 🐻 
KOCHAM WAS! ❤ 

Obserwatorzy