piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 6- Dziewczynka


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja. 


Rozmowa z Fran nie należała do najprostszych. Jednak dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Na temat Leona i Tomasa. Ostrzegła mnie przed brunetem. Dlaczego? Co chciała mi przez to powiedzieć? Czyżby dobrze znała mojego męża? Nie rozumiem. To wszystko zaczyna mnie przytłaczać. Bez zastanowienia udałam się do domu, by wziąć relaksującą kąpiel. Na szczęście Tomas wybrał się na siłownię i mam chwilę dla siebie. Na przemyślenie wielu ważnych spraw. Idealnym do tego miejscem okazał się być balkon w moim pokoju. Nastał już wieczór, więc pojawiły się gwiazdy. Jest magicznie. Do tego wszystko kusi mnie teleskop, ale go nie tknę, bo znając mnie, znowu coś popsuję. Postanowiłam, że posiedzę na tej cudownej ławce, którą nie wiem skąd, kojarzę.
- Pięknie prawda?- Nagle obok mnie pojawia się ciocia Leona.
- Wystraszyła mnie pani.- Posyłam jej łagodny uśmiech. Bardzo ją lubię.
- Pamiętasz?- Co? Nie! Mam dość zagadek na dzisiejszy dzień.
- Słucham?- Odpowidam pytaniem na pytanie. Nie wiem co jej chodzi po głowie. Co mogę pamiętać?
- Jak miałaś 3 latka byłaś u mnie z twoimi rodzicami i bratem. Jak mu tam? Federico?- Kiwam twierdząco głową. Zatkało mnie.- No i oczywiście z Leonem i jego rodzicami.- Wytrzeszczam oczy. Wiem, że naszych rodziców łączy niezwykła przyjaźń, ale dlaczego nigdy mi nie powiedzieli, że już tu byłam.
Gładzę dłonią ławkę, którą- już wiem- skąd kojarzę.
- Więc jednak coś pamiętasz.- Stwierdza. - Jak przez mgłę. Kojarzę tylko ławkę.- Poprawiam.
- To i tak dużo. Miałaś wtedy 3 latka. Twój brat i Leon wiedzą więcej.- No tak! Fede miał wtedy 5 lat, pewnie coś pamięta. Czemu mi nie powiedział?
- Nie wiedziałam. Nikt mi o tym nie powiedział. - Przymykam oczy i czuję jej dłoń na moim ramieniu.
- Nikt nie chce do tego wracać.- To ja już nic nie rozumiem. Zawsze jestem niedoinformowana. O co w tym wszystkim do cholery chodzi?
- Powinniście porozmawiać. -Wskazuje na drzwi balkonowe, w których stoi Leon i wychodzi.
- Jak długo nas podsłuchujesz?- Zadaję pytanie, gdy mężczyzna siada obok mnie.
- E...no niedługo.- Oj Verdas. Nie umiesz kłamać.- Myślałem, że nic nie pamiętasz.- Teraz on? O co im chodzi?
- Możesz mi to wszystko wyjaśnić?- Pytam, spoglądając w jego tęczówki.
- Kiedy miałaś 3 latka, a my z Fede 5, przyjechaliśmy tu z rodzicami na wakacje. Każdego wieczoru w trójkę siedzieliśmy na tym balkonie, na tej ławce i oglądaliśmy gwiazdy przez ten teleskop.- Nie mogę uwierzyć! Dlatego to wszystko wydawało się takie znajome.
- To dlaczego nikt nie zechciał mi o tym powiedzieć?- Ciągne dalej.
- To były ciężkie wakacje dla naszych rodziców...- spogląda na plażę i kontynuuje- pewnego dnia bawiliśmy się na brzegu plaży z sześcioletnią dziewczynką, którą poznaliśmy i bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Mieszkała w sąsiednim domu.- Przerywa.
- Co dalej?
- Budowaliśmy zamek, do którego potrzebna była woda, więc ona po nią po szła. Nie minęła nawet chwila, a ona po prostu zniknęła w ogromnych falach. Jej tata wskoczył za nią. Wyłowił ją. Niestety już nie żyła.- Kończy. Jestem szoku. Nikt nie raczył mi o tym opowiedzieć.
- Co z jej rodzicami? Co z nią?- Obrzucam go pytaniami. To wszystko jest takie niemożliwe.
- Jej rodzice wyjechali do rodziny, do Włoch, krótko po tym, a ona została tam pochowana.- Po moim policzku mimowolnie spływa jedna łza. Szatyn natychmiast to zauważa i opatula mnie swoimi ramionami. Ta miękkość. Jego zapach! Czuję się przy nim taka bezpieczna. Chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie.
- To było dawno. Czasu nie cofniemy. Trzeba pogodzić się ze wszystkim.- Ma rację. Ja również muszę pogodzić się z moją decyzją. Gdy przypominam sobie o Tomasie i Fran, momentalnie od niego odskakuję.- Co się stało? Zrobiłem czy powiedziałem coś nie tak?- Na jego twarzy maluje się zakłopotanie.
- Nie to nie twoja wina. Po prostu tak jakoś...- Nie daje mi dokończyć, kiwając przecząco głową. Rzucam mu pytające spojrzenie.
- Wiem, że to niekomfortowa sytuacja dla nas obojga, ale wiem też, że oboje w tej chwili czujemy to samo.- Powoli zmniejsza odległość pomiędzy nami. Moje serce chce tego. Chce tego pocałunku. Błagam! Zrób to!- Każda chwila przy tobie sprawia, że staję się tobie całkowicie podwładny. Przy tobie czuję się tak jakbym chciał.- Próbwał jeszcze coś powiedzieć, ale uniemożliwiła mu to, wbijając się w jego usta. Czułam jak uśmiecha się przy pocałunku. Postanowiłam zalać go moją namiętnością. W tym pocałunku pokazałam mu wszystkie uczucia, które żywie do niego.
Czuję się szczęśliwa, dzięki tej chwili i dzięki temu, że teraz oboje jesteśmy trzeźwi i w pełni świadomi tego co robimy.
Po dłuższej chwili nie wytrzymujemy z powodu braku powietrza i odrywamy się od siebie. Stykamy się czołami i cały czas na siebie patrzymy.
- Co my robimy?- Postanawiam zadać nurtujące mnie pytanie.
- Sam nie wiem. Oszaleliśmy.- Odrywam się od niego. W jednej chwili wszystko stało się dla mnie jasne. Dla niego, to tylko szaleństwo. Tak jak myślałam. Czas się otrząsnąć.
- Wszystko jasne.- Wypalam.- To nigdy nie powinno się wydarzyć.- Dodaję i odchodzę, zostawiając go całkowicie oszołomionego.


Szósta rano. Budzę się w dobrym nastroju i pełna energii na poranne biegi. Najciszej jak tylko potrafię wymykam się z pokoju, biorąc do ręki mój IPhone wraz z jego słuchawkami.
Wzdychając zamykam drzwi sypialni i kieruję się do garderoby.
Dobrze, że zabrałam ze sobą mój ulubiony zestaw, czyli obcisła biała bokserka i czarne leginsy, moje różowe roshe run oraz kremowa bluza z Nike. Cały mój zestaw jest z Nike, to moja ukochana sportowa firma. Nie wyobrażam sobie innej.
Ubrana wchodzę do łazienki, szybko szoruję zęby i upinam włosy w luźnego kucyka. 
W kuchni wypijam jeszcze szklankę soku pomarańczowego, po czym kieruje się do wyjścia.
Na zewnątrz zakładam słuchawki, w których rozbrzmiewa mój ulubiony kawałek, They know about us. 
Już gotowa rzucam się do biegu. Zdecydowanie tego mi było trzeba. Pewnego rodzaju ucieczki.
Uwielbiam to uczucie. Mknę przed siebie, zahipnotyzowana melodią piosenki, a promyki wschodzącego słońca otulają moją twarz.
Biegnę nie skupiając się na niczym. W pewnym momencie z rozkoszy zamykam oczy i nie mija nawet chwila, a zderzam się z jakąś rozbudowaną sylwetką, by po chwili przywitać się z twardym krawężnikiem.
Czuję niemiłosierny ból w prawej kostce, więc łapię się za obolałe miejsce i cicho pojękuję.
- O matko wybacz! Nie zauważyłem cię!- Unoszę głowę, by zobaczyć kto jest sprawcą tego zajścia.- Violetta?- No nie! On?
- Leon?- Moje zdziwienie nie równa się z jego. O co mu chodzi?
- Nie wiedziałem, że biegasz.- Mówi zaskoczony i próbuje pomóc mi wstać, jednak go odpycham.
- Co w tym dziwnego? Poza tym jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- Rzucam wściekle, na co on unosi ręce w geście obronnym. Palant!
- Pomogę ci.- Próbuje złapać mnie pod ramię.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję twojej łaski.- Dzisiaj ze mną nie wygra. Wyrywam się z jego uścisku i kulejąc udaję się w stronę domu Anne.
Jak on może zachowywać się normalnie po tym co się wczoraj zdarzyło? No jak?
Nie rozumiem tego faceta, raz mówi, że przy mnie czuje się niezwykle, a za drugim razem, że to robimy to szaleństwo. Ja nie chce. Nie chce zranić Tomasa, ani Francesci. Jednak to wszystko jest silniejsze ode mnie. Po co mi był ten cały ślub? Wpakowałam się w niepotrzebne kłopoty. Myślałam, że uda mi się zapomnieć o Verdasie.
Teraz widzę, że to praktycznie niemożliwe.
- Violu co się stało?- Gdy wchodzę do domu, ciocia Leona od razu zauważa, że kuleję.
- Biegałam i potknęłam się o wystający korzeń w parku.- Z trudem udaje mi się skłamać. Kobieta łapie mnie pod ramię i usadowia na kanapie w salonie.
- Siedź tutaj, ułóż nogę na stoliku, a ja przyniosę lód.- Mówi i odchodzi. W tym momencie do domu wchodzi Leon. Ehh. Czy on zawsze musi wyglądać tak seksownie i pociągająco?
- Violetto wybacz mi to z wczoraj i dzisiaj.- Klęka przy mnie i łapie dłoń. I co mam teraz zrobić?
- Zapominamy o wszystkim tak jak ostatnio?- Pytam niepewnie choć i tak wiem, że nie uda mi się zapomnieć.
- T...Tak.- Jąka się. On też tego nie chce.
- Więc jest okej.- Posyłam mu ciepły uśmiech, a on całuje mnie w policzek, niebezpiecznie blisko ust.
- A co się tutaj dzieje?- Odrywamy się od siebie, gdy słyszymy chichot jego cioci.
- E... No, ten... Przepraszałem Violettę, bo to przeze mnie się przewróciła.- Uśmiechamy się do siebie jednoznacznie.
- Rozumiem.- Chichocze i kładzie lód na mojej kostce. Przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz i zaczynam cicho syczeć.
- Boli?- Kiwam twierdząco głową na pytanie Leona, który przygląda mi się z troską.
- Ty nigdy nie przestaniesz broić, prawda?- Na pytanie Anne, zaczynamy głośno się śmiać.
Nagle zauważamy, że na schodach od dłuższej chwili stoją Francesca i Tomas. W ich oczach dostrzegam... Zazdrość?

***
Hejoszky! ;* 
Oddaję Wam rozdział 6 nanana xd
Oby spodobał Wam się tak jak poprzedni ;)
Zrobiłam dużo Leonetty dla Was i Bessooo! ❤ 
Uznałam, że nie wiecie o mnie dużo, więc pod tym rozdziałem możecie 
ZADAWAĆ MI PYTANIA!!!
Na wszystkie odpowiem ;** 
I pamiętajcie o zakładce ZAPYTAJ BOHATERA.
Lecę i czekam na komki i pytania ;))
Bajooo ✌ 




sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 5- Kochasz go.


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja. 


Po ośmiogodzinnym locie, który minął bez szczególnych komplikacji, nareszcie wylądowaliśmy.
Nie wiem jak to możliwe, ale młody Verdas nawet we Francji ma swoje limuzyny. Słyszałam od rodziców, że bardzo często odwiedza swoją ciocię, bo to jego matka chrzestna, więc pewnie tutaj też go wszyscy znają. Mniejsza o to, ważne, że mamy czym dojechać na miejsce.
Niestety przez całą drogę towarzyszy nam niezręczna cisza.
Tomas zajęty jest czymś w swoim IPhone, Francesca w tablecie, a Leon- tak jak ja- podziwia widoki za szybą pojazdu.
Lazurowe wybrzeże jest naprawdę dobrym rozwiązaniem dla zakochanego małżeństwa, niestety nie dla mnie.
W pewnym momencie, nie wiedzieć czemu zerknęłam kątem oka na szatyna, a on jakby używając telepatii, uczynił to samo.
Poczułam jak zalewam się rumieńcem i lekko opuszczam głowę w dół, nie spuszczając przy tym wzroku z mężczyzny.
Spoglądałam w te jego szmaragdy i jedyne co mogłam z nich wyczytać, to radość spowodowana niewiadomo czym.
Nie zastanawiałam się nad tym długo, bo kompletnie zatopiłam się w jego tęczówkach. To był jedyny moment, kiedy mogłam zapomnieć o wszystkim.
Nagle szatyn posłał mi szeroki i cholernie szczery uśmiech. Poczułam ogromne ciepło na sercu.
- Jesteśmy.- Tą chwilę przerwał nam kierowca. Nie wiedziałam czy mam być szczęśliwa, czy też zła.

~

W przeciągu chwili znaleźliśmy się w środku willi. Z wejścia widać oszklony salon i taras, z którego rozciąga się widok na plażę. Na prawo od salonu znajduje się ogromna jadalnia ze stołem dla dziesięciorga ludzi. Nie rozumiem dlaczego tak dużo, skoro jego ciocie mieszka w tym domu kompletnie sama, nie ma nawet służby.
Kuchnia leży zaraz obok jadalni.
Od wejścia ciekawią mnie jednak potężnie grube schody prowadzące na górę. Zgaduję, że to tam znajdziemy nasze sypialnie i łazienkę.
Patrząc na cały wystrój domu, można powiedzieć, że jest urządzony skromnie jak i nowocześnie. Właśnie takie domy najbardziej przypadają mi do gustu.
- Witam w moich skromnych progach kochani.- Wszyscy skierowaliśmy wzrok na drzwi do kuchni, z których wyłoniła się ciocia Leona.
- Witaj ciociu!- Brunet bez zastanowienia zakleszczył kobietę w swoich objęciach.
- Ale wyrosłeś!- Na te słowa zaczęłam lekko chichotać i tym samym zwróciłam na siebie uwagę.- To pewnie jest twoja Francesca.- wskazała na mnie, a ja zalałam się rumieńcem.
- Nie...- mówił przez śmiech i wskazał na brunetkę.- To jest Francesca, a to Violetta...- wskazał na mnie i dokończył.- żona Tomasa.- Poklepał bruneta po ramieniu, a jego ciocia Anne wytrzeszczyła oczy.
- Wybaczcie. Po prostu Violetta bardzo pasuje do mojego siostrzeńca, a ty Francesco do Tomasa.- Wszyscy wybuchli niepohamowanym śmiechem.- Mniejsza o to. Pokażę wam pokoje. Odłożycie swoje bagaże.- Posłała nam szeroki uśmiech, po czym skierowała się w stronę schodów, a my zaraz za nią.

~

Nie spodziewałam się czegoś szczególnego po pokoju gościnnym, ale ten zdecydowanie przekroczył moje oczekiwania. Na wejściu zostałam porażona niesamowitą bielą. Dosłownie wszystko było białe, łącznie z wykładziną i dodatkami, które zapełniały pustki w pokoju.
Jednak najbardziej urzekł mnie ogromny balkon na plażę. Natychmiastowo skierowałam się w jego stronę.
Znajdowało się na nim dużo zieleni, ale magicznym widokiem był teleskop stojący przy białej ławeczce w starym designe. W takich miejscach można uciec od rzeczywistość. Pobyć sam na sam ze sobą. Uwielbiam takie miejsca. Jak ze snu. Czuję, że będę spędzać tutaj każdy wieczór.
- I jak wasz pokój?!- Nagle przerywa mi piskliwy głosik włoszki.- Leon! Oni mają balkon!- mówi zrezygnowana i zaraz po jej słowach w sypialni zjawia się rozbawiony szatyn.
- Francesca, przecież ty masz garderobę.- Tłumaczy jej. Nie mogę powstrzymać się od śmiechu i po chwili wybucham na równo z Tomasem, który delektuje się miękkością materaca na naszym łóżku.
- No, ale...- Ciągnie dalej, na co ja wzdycham poirytowana. Darzę ją sympatią, ale czasem zachowuje się przesadnie dziecinnie.
- Żadnego ale, Fran!- Od wypalenia czegoś głupiego powstrzymuje ją Leon.
Po jego słowach dziewczyna wybiega wkurzona z pokoju.- Przejdzie jej.- Dodaje ze śmiechem i wychodzi zaraz za nią.
- Szykują się ciekawe dwa tygodnie.- Rzuca brunet, na co ja cicho wzdycham. Ma rację. Humorki Fran. On, który pewnie będzie chciał przeżyć nasz pierwszy raz tutaj. Ciocia szatyna, która uważa, że pasuję do jej siostrzeńca. W dodatku do wszystkiego miłość mojego życia. Ehh. Cyrk na kółkach.

~

Prywatna plaża przy domu, to istny raj na ziemi. Jest tylko nasza. Na dodatek taka piękna. W końcu, to Morze Śródziemne. Co z nim związane może nie być piękne?
Chciałam spędzić ten dzień odpoczywając od podróży w łóżku lub wannie, ale ostatecznie cieszę się, że dałam się namówić chłopakom.
Fran nie trzeba było namawiać, bo popędziła tutaj już przed nami, a pani Anne musiała załatwić ważną sprawę.
Nie wnikaliśmy o co chodzi.
Leżę na leżaku w szczytującym słońcu. Mam widok na dwóch przystojniaków, którzy chętnie oddają się jednemu z żywiołów.
Ostatecznie jednak cała moja uwaga jest zwrócona ku niemu. Fale idealnie obmywają jego rozbudowaną klatkę piersiową. Wiatr niszczy jego idealnie ułożone włosy, sprawiając tym samym, że staje się jeszcze bardziej seksowniejszy. Najchętniej rzuciłabym się teraz do biegu i padła w jego ramiona, nigdy go nie opuszczając. Taaa, marzenia.
- Kochasz go.- Z przemyśleń wyrywa mnie poważny głos Fran. O co jej chodzi? Oby nie o to o czym myślę. Nie mogła zrozumieć. Myśl Violka! Zmień temat!
- Kogo? Tomasa? Tak.- Mówię niechętnie, mając nadzieję, że o to jej chodzi.
- Violetta. Nie udawaj. Porozmawiajmy szczerze.- Wstaje do pozycji siedzącej. O cholera!
- O czym? Co chcesz wiedzieć?- Udaję idiotkę. Chyba nie wychodzi. No przecież ona nie mogła się domyśleć!
- Kochasz Leona. Widzę. Wiem. Nie jestem idiotką. Roumiem po co ślub z Tomasem.- Nie spodziewałam się tego po niej. Nawet mój mąż się nie domyślił. Chyba.
- Od kiedy wiesz?- Pytam niepewnie. Również unoszę się do pozycji siedzącej i teraz jesteśmy ze sobą twarzą w twarz.
- Od kiedy jestem jego dziewczyną. Czyli jakieś 8 miesięcy.- O matko! Ona widziała moje maślane oczy do niego.
- Nie miałam pojęcia.- Wzdycham.
- Nie masz też pojęcia, że od kiedy zaręczyłaś się z Tomasem, Leonowi śnią się jakieś sny może koszmary i gada o tobie przez sen. Wiem, że jemu też nie jesteś obojętna.- Cholera! Cholera! Cholera! Co jeszcze tutaj się zdarzy?

***
Hejoszky! ;*
Wiecie co? Pod ostatnim rozdziałem, pierwszy raz spotkałam się z myślą, że się wam nie spodobało. Nie mam pojęcia dlaczego, więc dodaję nowy rozdział.
Już 5, wow! ; o
Wiem, że może często dodaję, ale mamy wakacje i mam napisane rozdziały z wyprzedzeniem; **
Mam nadzieję, że spodobało wam się, że podkręciłam, bo zaczynało robić się nudno xd 
Zobaczymy co będzie działo się później,  ale będzie ciekawie :''')
Lecę i czekam na komki, za które ogromnie dziękuję! ❤
Bajooo! ❤  

Rozdział 6=10 komentarzy! 

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 4- Lazurowe wybrzeże


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja. 


- Ludmiła ogarnij się! Idą tu.- Nie wierzę. Fran, gdy tylko nas zobaczyła bez zastanowienia pociągnęła Leona rękę i zaczęła prowadzić w naszą stronę.
- Dobry ża...
- Cześć dziewczyny!- Ludmile przerwał piskliwy głos dziewczyny.
- Co wy tutaj robicie?
- Zakupy- rzuciła ze sztucznym uśmiechem Ludmiła, na co zaśmiał się Verdas stojący obok brunetki.
- To tak jak ja!- krzyknęła ucieszona, a Leon i Ludmiła wybuchnęli niepohamowanym śmiechem Dobra inteligencją to ona zbytnio nie grzeszy, ale jest strasznie miła i ładna. Mimo wszystko bardzo ją lubię.
- Leoś zamówisz mi cappucino?- Zaczęła bawić się jego kołnierzykiem po czym delikatnie musnęła jego usta, a on pokiwał twierdząco głową i oddalił się na moment. Jeszcze tego brakowało, żeby spędzać mi popołudnie w towarzystwie ukochanego i jego dziewczynie. Po prostu każdy chciałby być na moim miejscu.
- Jak tam przygotowania do pokazu?- Postanowiłam zarzucić temat i wtedy wrócił Leon, który usadowił się pomiędzy mną, a Francescą. Niesamowicie.
- To agencja waszych matek, więc wszystko dopięte jest na ostatni guzik.- wskazała na mnie i Leona.- Nie ma chwili wytchnienia.- zaśmiała się, a my do niej dołączyliśmy. Ma rację. Mariana Castillo oraz Cecilia Verdas, to kobiety wychowane z dyscypliną. U nich zawsze wszystko musi być idealne. Mimo wszystko cholernie kocham moją mamę i nie zamieniłabym jej na żadną inną. Dla swoich dzieci zawsze była łagodna jak baranek. Ja i Fede zostaliśmy urodzeni przez anioła.
- A tobie Ludmiło jak idą nagrania do nowej produkcji ojca Violetty?- Leon. Nigdy nie interesowały cię takie rzeczy. Owszem jesteś producentem filmowym, ale na szczegóły i plan filmowy nigdy cię nie interesowały. Zszokował mnie.
- Świetnie.- upiła łyka latte macchiato i kontynuowała.- Mam przy sobie Federico, więc jest najlepiej.- skwitowała.
- Właśnie Violetto, gdzie podziewa się twój brat?- Nigdy tak zimno się do mnie nie odzywał. Momentalnie posmutniałam. Ale to wszystko moja wina.- Ostatni raz widzieliśmy się jakieś trzy dni temu.
- Jest bardzo zajęty pracą na planie, ale już dziś ma ostatnie nagranie.- odpowiedziałam równie zimno i obojętnie jak on zapytał. Nie wiem ile to jeszcze potrwa, ale chce pozbyć się go z mojej głowy i serca. Chcę żyć niezależnie od niego i założyć rodzinę z Tomasem. Zastanawiam się tylko, jak? Jak mam zapomnieć o mężczyźnie, który budzi we mnie takie zmysły jak nikt inny. Mam zapomnieć o mężczyźnie, którego każdy uśmiech skierowany do mnie powoduje niewyobrażalny chaos w mojej głowie, sercu i żołądku. Każdy najmniejszy ruch tego niesamowicie męskiego szatyna jest w stanie zniszczyć barierę między nami, którą zwykle ja buduję tygodniami.
Wydaje mi się niemożliwe zapomnieć o Leonie Verdasie. Mężczyźnie, który jednocześnie mnie rani, a z drugiej strony nadaje sens mojemu życiu. Wszystko dzięki jednemu uczuciu, przy którym rozsądek i śmierć całkowicie przestają się liczyć. Tak, to miłość. Sześć liter. Sylabując wychodzą tylko dwie sylaby. Niby nic nie znaczące słowo. Zwykłe litery zapożyczone z alfabetu. Tym słowemu nazywamy uczucie, które zmienia człowieka o 180 stopni, a jego życie wywraca do góry nogami. Tym uczuciem darzę osobę, która siedzi obok mnie ze swoją życiową towarzyszką. Niemożliwe jest, abym z nim była, ale równie niemożliwe jest, abym wybiła sobie go z głowy i serca.
Po prostu się wplątałam.
- To cześć dziewczyny!- wzdrygnęłam się na piskliwy głos dziewczyny.
- Cześć.- szatyn zwrócił się do Ludmiły całując ją w policzek.- Do zobaczenia jutro Violu.- zbliżył się do mnie i niebezpiecznie blisko ust, musnął mój polik, który w krótkim czasie zaczerwienił się. O mamciu. Jakie ciepło bije z jego ust. Na wspomnienia z poprzedniej nocy nieco się podniecam.-W pracy oczywiście. Odprowadzam go wzrokiem.
Gdy tylko tracę go z pola widzenia, mimowolnie opadam z ulgą na oparcie krzesła.
- Viola! Rozumiem, że on cię podnieca. W sumie jak każdą, ale co to było?! - No i masz. Znowu zaczyna.
- Co masz na myśli?- próbuję wybrnąć z trudnej sytuacji.
- W ogóle nas nie słuchałaś. Cały czas patrzyłaś na Leona i to przygryzałaś wargę to oblizywałaś usta.- mówiła przez śmiech. Cholera! Spaliłam się. Nie byłam świadoma tego co robię. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Niech ten dzień się po prostu skończy.- powiedziałam zrezygnowana.- Wybacz Lu, ale mam ochotę tylko padnąć na łóżko i opatulić się moją kołdrą.- pokiwała głową ze zrozumieniem. Dzięki Bogu.
- Odpocznij. Pa! -rzuciła, gdy byłam już przy drzwiach.
Teraz mam ochotę pobyć sama. Oby tylko Tomas jeszcze nie wrócił.

~

Jak na złość skończył wcześniej. Muszę podziękować mojemu ojcu, że pozwala nam spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Violetta! Ty jesteś jego żoną.- odezwał się głos rozsądku, który zawsze irytuje mnie w takich sytuacjach.
- Siema siostra!- krzyknął Federico, gdy tylko weszłam. Znowu ogląda te filmiki z wpadkami biednych ludzi i zwierząt. Nie może opanować wtedy śmiechu.- Tomas czeka na ciebie w ogrodzie.- Tylko nie to. Znowu będę musiała się tłumaczyć.
Skierowałam się w stronę wyjścia na taras i ujrzałam jak brunet bawi się z naszym buldogiem. Na mojej twarzy od razu pojawił się delikatny uśmiech.
- Wreszcie jesteś.- rzucił kiedy mnie zobaczył i zaczął zbliżać się do mnie, czym niszczył bezpieczną odległość, która nas dzieliła.
- Chciałeś coś, prawda?- Starałam się ukryć zdenerwowanie kiedy objął mnie w talii i nachylił się nade mną próbując pocałować. Dobra tym razem się zgodzę. W końcu jesteśmy małżeństwem. Musnął delikatnie moje usta, po czym na jego twarzy zawitał uroczy uśmiech.
- Tak- zaczął niepewnie, a ja skrzyżowałam ręce na piersiach kiedy się ode mnie odsunął.- Nie planowaliśmy podróży poślubnej, ale...- O cholercia!- Leon wybiera się z Francescą do Francji do swojej ciotki i zaprosił nas. To ma być ich spóźniony prezent na nasz ślub.- Na inny kontynent? W dodatku z Verdasem?- Już się zgodziłem. Jutro wylatujemy.
- Na ile dni?- spytałam, a on złapał mnie  za ręce.
- 2 tygodnie.- Ile? Nie dam rady! 
- Trochę długo.- powiedziałam niechętnie.- A kiedy wylatujemy?- rzuciłam kolejne pytanie.
- Jutro z samego rana, więc idź już zacznij się pakować.- To są chyba jakieś kpiny.- Twoi rodzice zostali już powiadomieni.- dodał, jakby wiedział o co chcę zapytać.
Zgodzę się, by nie sprawić mu jeszcze większej przykrości. Wytrzymam. Dam radę. Przynajmniej odpocznę od pracy.
Kiwnęłam twierdząco głową, musnęłam go delikatnie w policzek i ruszyłam do sypialni w celu spakowania walizki.

~

Budzik. O nie. To dzisiaj.
Niechętnie sięgnęłam na szafkę nocną, by wyłączyć to ustrojstwo i powolnym ruchem podniosłam się do pozycji siedzącej. Obok mnie nie było już Tomasa. Pewnie jest w łazience lub już zajada śniadanie w kuchni.
Wstałam z łóżka i pewnym krokiem ruszyłam do łazienki. Na szczęście była wolna, więc weszłam i zamknęłam się na klucz. Zrzuciłam z siebie koszulę nocną i weszłam do kabiny. Puściłam letnią wodę, a swoje ciało namydliłam płynem kokosowym. Nie miałam ochoty myć włosów, więc spięłam je w luźnego koczka. Przecież to tylko na podróż.
Wyszłam z kabiny, opatuliłam się ręcznikiem i zajęłam się myciem zębów.
Gdy byłam już w pokoju jak zwykle zrzuciłam z siebie ręcznik, by spojrzeć na swoje ciało w lustrze.
O nie Violka! W tej Francji każdego ranka będziesz biegać! Ciotka Leona mieszka przecież na lazurowym wybrzeżu, a to tylko sprzyja porannym biegom.
Podeszłam do szafy i wybrałam następujący zestaw. Kremowy cropp top od Chanel, krótkie spodenki z wysokim stanem od Gucciego i białe niskie trampki Converse. Dodatkiem był złoty zegarek Rolex i okulary przeciwsłoneczne Gepetto, tak zwane "kocie oczy", a na mojej twarzy pojawił się delikatny makijaż, podkreślony pudrową szminką.
Gdy zeszłam na dół stwierdziłam, że nie mam zbytnio ochoty na śniadanie, więc skonsumowałam na szybko jogurt.
- Możemy wyruszać.- ujrzałam Tomasa schodzącego po schodach. Nienawidzę, gdy się tak ubiera. Co to ma być w ogóle za zestaw? Najzwyklejsze buty Nike, dresowe spodnie tej samej firmy, biały tshirt i bluza na zamek. Ugh. Przecież dostał premię od ojca, a wygląda jakby nie było go stać na ciuchy. Nie żebym była jakąś wybredną księżniczką, ale ten zestaw po prostu nie pasuje do podróżowania pierwszą klasą. No nic. Dzisiaj nie będę go przekonywać do zmiany stroju.
- Więc chodźmy!- rzuciłam i skierowałam się w stronę wyjścia, po czym brunet z bagażami uczynił to samo.

~

Jesteśmy już po odprawie i czekamy, aż to samo przejdą Leon z Francescą.
- O idą!- odwróciłam się w stronę, którą wskazał Tomas. Ten szatynek to ma gust.-odezwała się moja podświadomość i miała rację. Spodnie khaki, biała niedopięta na dwa ostatnie guziki lniana koszula, bordowe vansy i włoskie okulary przeciwsłoneczne. Dodatkowo ta grzywa! Idealnie ułożona na żelu. Dlaczego on musi być taki pociągający?
- Cześć!- Znowu piskliwy głosik Fran, który zwraca na nią uwagę. Ubrana w białą bokserkę włożoną do prostej czarnej sukienki, czarne sandałki, prezentuje się bardzo uroczo.
- Hej!- witam się z nią uśmiechem. Ta dziewczyna ma tyle pozytywnej energii, którą wszystkim przekazuje.
Na chwile zajmuje mnie rozmowa z brunetka, a Tomasa z Leonem.

~

Po jakichś trzydziestu minutach siedzimy już na swoich miejscach w samolocie i czekany do startu. Mnie przypadło miejsce obok okna, zaraz przy mnie siedzi brunet, a przed nami Francesca z Verdasem.
On też siedzi pod oknem, przez co mam większy wgląd na jego cudną czyprunę, w którą mam ochotę wplątać dłonie.
Na rozmyślaniu mija mi krótka chwila, bo zaraz potem Morfeusz zabiera mnie do swojej krainy.

***
Hejoo! 
Można powiedzieć, że było 10 komentarzy, więc dodaję.
Ostatnio mam taką wenę, że tylko siedzę i piszę :"")
Oby ten rozdział wam się spodobał, bo postanowiłam zrobić ciekawe wakacje głównym bohaterom ;** 
Ja lecę i do następnego! ❤ 

11 komentarzy=5 rozdział!


wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 3-Saba


Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja.


Pod wpływem nagłego oślepienia spadam z łóżka i dopiero, gdy moje oczy w pełni odzyskują wzrok jestem w stanie dostrzec Emme. To nasza pomoc domowa. Jest strasznie miłą, mądrą i uprzejmą kobietą. Zawsze chętna do niesienia pomocy. Uwielbiam ją.
-O matko. Co się stało?-rzucam pytanie i powoli podnoszę się z ziemi wykrzywiając usta na kształt lekkiego grymasu. Głowa zaraz mi wybuchnie, a na dodatek podczas upadku nieźle obiłam sobie tyłek.
-Bez zbędnych pytań, tutaj ma panienka aspirynę i wodę-wskazuje na szafkę nocną-i może pani podziękować panu Verdasowi.-uśmiecha się cwaniacko.
-E...Y... Dlaczego?-lekko drapię się w głowe, by oznajmić, że pewnych rzeczy nie pamiętam.
-Racja! Zapomniałam, że przecież wczoraj wróciła panienka kompletnie pijana.-kiwa groźnie palcem wskazującym.
-Kontynuuj.-mówię niepewnie machając ręką.
-Jakoś o 1:30 przyprowadził panienkę pan Leon.-O cholercia!-Ledwo trzymała się panienka na nogach, ale on zaniósł panienkę do łóżka. I wytłumaczył rodzicom, że musiała pani odreagować po weselu.-na moje usta wkradł się lekki uśmiech i bum, pamięć wróciła.
~
"-Nawet, gdy jesteś pijana, cholernie mnie pociągasz.-przybliża się do mnie i ujmuje moją twarz w dłonie, a ja czuję się jakbym skamieniała. Bez zastanowienia wbijam się w jego usta. Tak. Tego potrzebowałaś.-mówi moja podświadomość. Ten pocałunek jest niezwykle namiętny, a on całuje tak jakbym miała mu gdzieś uciec.
-Co my robimy?-odrywam się od niego na moment i patrzę głęboko w jego szmaragdowe oczy. Mimo stanu, w którym jestem mój rozsądek jeszcze działa.
-Nie wiem.-ujmuje moją twarz w dłonie i teraz to on spogląda w moje czekoladowe oczy.-Po prostu ta jedna chwila, nic nie mówmy i pozwólmy sobie. Nie myśl o niczym.-posyła mi troskliwy uśmiech i po raz kolejny zatapia się w moich ustach, jednak tym razem dołącza jego język, a ja zaczynam cicho pojękiwać."
~
-Panienko!-z transu wyrywa mnie Emma. Potrząsam lekko głową, by wytrzeźwieć.
-S...Słucham?-jąkam się. Ona zaraz wyczuje, że coś jest nie tak.
-O co chodzi?-zadaje pytanie po czym siada na skraju łóżka, a ja opuszczam głowę i zaczynam bawić się pościelą.
-Tak się zastanawiam...
-Tak?
-Jesteś w stanie przygotować mi gofry z bitą śmietaną i truskawkami?-unoszę głowę i spoglądam na nią błagalnym wzrokiem.
-Jeśli to o to chodziło, o tak jestem w stanie.-rzuca i zaczyna lekko chichotać.
-Tak tylko o to. Ta myśl mnie dręczyła.-Skłamałam.
-Więc biorę się do roboty i czekam na panienkę w kuchni.-obdarza mnie swoim troskliwym uśmiechem i wychodzi.
Natychmiast rzucam się na poduszki i oddycham z ulgą.


Gdy aspiryna zaczyna działać kieruję się do łazienki. Zrzucam z siebie piżamę i wchodzę do kabiny. Mam ochotę na zimny, orzeźwiający prysznic, więc przekręcam gałkę z niebieskim malunkiem. Pod wpływem lodowatej wody, moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Biorę do ręki puchatą gąbke i namydlam ją lawendowym żelem pod prysznic, jego zapach zawsze powoduje uczucie motyli w moim żołądku.
Po krótkiej chwili spłukuję z siebie pianę i moczę moje włosy, by zaraz potem wmasować w nie mój szampon z Pantene. Gdy cała piana schodzi z mojego ciała wychodzę na zimne płytki i natychmiast okrywam się ręcznikiem, a włosy spinam w niedbałego koka. 
Patrząc na siebie w lustrze nie mogę uwierzyć w to co się wczoraj stało. Co prawda ja byłam pijana, ale on prawie trzeźwy i w pełni świadomy tego co robi. O co w tym wszystkim chodzi? Nigdy nie zachowywał się tak wobec mnie. Zawsze Francesca była najważniejsza, a na mnie nie zwracał uwagi. Ale właśnie z uwagi na tą przemiłą włoszkę nie mam zamiaru mieszać się w nic z Verdasem. Nie jestem taka, a ona kocha go nad życie. Większość kobiet uznałoby, że skoro jest modelką, to pewnie jest pusta, ale nie Francesca. Ta dziewczyna ma cudowną dusz. Pozatym moja mama i mama Leona też były modelkami, a zawsze były mądrymi kobietami.
Mniejsza o to, Leon to sprawa zamknięta.
Po wyszorowaniu zębów kieruję się do swojej sypialni. Staję przed ogromnym lustrem, które wisi na ścianie i zrzucam z siebie ręcznik. Po dokładnym przyglądnięciu się mojemu ciału uznaję, że jest w przyzwoitej formie, choć ostatnio opuściłyśmy się z Ludmiłą w wypadach na siłownię.
Podchodzę do szafy i wyciągam z niej letni brzoskwiniowy kombinezon od Gucciego i czarne japonki od Sarkany, a z biżuterii dzisiaj rezygnuję. Ten zestaw zawsze podkreślał moje kobiece kształty. Uwielbiam go.
Siadam przy toaletce i robię delikatny makijaż, który podkreślam cielistą szminką. Następnie zastanawiam się nad włosami, jednak ostatecznie stawiam na delikatne, rozpuszczona loki.

Zgrabnymi ruchami przemierzam willę i docieram do kuchni.
-Pięknie panienka wygląda.-komplementuje mnie Emma.
-A dziękuję, dziękuję.-posyłam jej lekki uśmiech i z szklanką podchodzę do lodówki, z której wyjmuję świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy.
-Tutaj są panienki gofry.-wskazuje talerz leżący na blacie.
-Dziękuję!-cichutko piszczę-Od dawna miałam na nie ogromną ochotę.-całuję ją w policzek.-A gdzie rodzice?-postanawiam zadać jej pytanie.
-Na tarasie. Piją poranną kawę.
-Świetnie. Pójdę zjeść do nich.-Łapię talerz i szklankę po czym ruszam w stronę tarasu.
-Witamy córko!-zaczyna tata.
-No hej!-odstawiam naczynia na stół i całuję obydwu w policzki.-Cześć Saba. No cześć.-przesłodzonym głosem witam się z naszym buldogiem.
Widząc podejrzliwe miny rodziców niepewnie siadam przy stole i zaczynam konsumować posiłek.
-Coś się stało?-rzuca mama.
-A co się miało stać?-odpowiadam pytaniem na pytanie i obdarzam ich lekkim uśmiechem.
-Pokłóciliście się z Tomasem? Dzisiaj wcześnie wyszedł do pracy, a wczoraj musiał odwozić cię Leon.-na jednych wydechu odpowiada tata.
-Nie, a wczoraj, to po prostu potrzebowałam rozrywki. Nawet na swoim weselu się nie napiłam. Poaztym mam 24 lata-kwituję.
-No dobrze już dobrze.-obaj podnoszą ręce w geście obronnym przy czym spoglądają na siebie. Kocham ich.-To opowiadaj jak tam noc poślubna. Wydarzyło się coś?-zaczynam krztusić się jedzeniem, jednak tata szybko opanowuje sytuacje.
-Mamo. Nie mogłaś wybrać lepszego tematu?-przygląda mi się ze zdziwieniem.
-Mariana. Muszę być dziś na planie, bo czeka już tam na mnie Federico, a ty szykujesz z Cecilią pokaz. Chodź pojedziesz ze mną, podwiozę cię.-posyłam ojcu dziękujące spojrzenie.
-Nie ma sprawy. Do zobaczeniu córciu.-obaj całują mnie w policzek i wychodzą.
-No i co Saba? Zostaliśmy sami. Cholera Violetta. Ty gadasz z psem, a teraz na dodatek do siebie.-Śmieję się w duszy z samej siebie.


Po skończonym posiłku odnoszę naczynia do kuchni, ale nie zastaję w niej Emmy. Pewnie poszła na zakupy. Więc udaję się do salonu i opadam na sofę. Biorę do ręki pilota i uruchamiam plazmowy telewizor. Dzięki Bogu leci mój ulubiony serial. Zaklinaczka Duchów. Kocham go.
W połowie odcinka przerywa mi dzwonek do drzwi. Zanim do nich dochodzę, Saba jak zwykle jest pierwszy.
-No stój! Nigdzie nie idziesz! Cholera Saba!-Nawet nie zauważam, że drzwi się otworzyły, a ja stoję do nich tyłem i się wypinam, by zatrzymać nieznośnego buldoga.
-Nie dajesz rady?-słyszę głos pełen śmiechu. To on. Momentalnie się.odwracam przez co mój pies ma gotową drogę do ucieczki. Jednak szatyn szybko go unieruchamia i wpuszcza do domu. Na szczęście jest dziś gorąco i mojemu kochanemu pieskowi nie chce się prowadzić z nikim wojny.
-Dziękuję. Co ty tutaj robisz?
-A chcesz odzyskać swoje cudeńko?-macha mi kluczykami przed twarzą. Cholera moje Audi!
-O matko, dziękuję.-rzucam się na brzękotki.
-Nie masz za co.
-Ok.-rzucam czym wywołuję u niego lekki chichot.
-Coś jeszcze?-pytam unosząc rękę.
-Wszytko.
-To cześć.-zamykam drzwi i nagle czuję opór.
-Violetta! Czekaj.
-Tak?
-Pamiętasz coś z wczoraj?
-Aż taka pijana nie byłam-obaj wybuchamy śmiechem.
-Więc to co wydarzyło się wczoraj...
-Nie miało znaczenia.-przerywam mu.-Ty masz dziewczynę, a ja męża. -Tak, dokładnie. To samo chciałem powiedzieć.-Na jego twarzy jakby nagle rysuje się smutek, ale pewnie to tylko moje omamy.
-Zapominamy?-pytam niepewnie.
-Zapominamy.-oddycham z ulgą.-To ja będę leciał. Do zobaczenia.
-Cześć!-muska lekko mój polik i odchodzi.
Szybko zatrzaskuję drzwi i się po nich osuwam. Cholera! Dlaczego moje serce tak boli? Nie ważne. Muszę dać radę.


Moja kochana przyjaciółka zawsze wie kiedy zadzwonić i namówić mnie na zakupy.
-To jak tam? Opowiadaj.-Gdy tylko znajdujemy wolny stolik w naszej ulubionej kawiarence ona od razu przechodzi do sedna sprawy.
-Podczas nocy poślubnej nic się nie wydarzyło. Rano pojechałam do pracy, a po wybraliśmy się z Leonem do baru. Trochę się schlałam. On był dosyć trzeźwy. Jak wracaliśmy jego limuzyną, to się pocałowaliśmy.-Przy ostatnim zdaniu przyśpieszyłam tempo wypowiadanych słów.
-Co robiliście?-Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
-Błagam nie każ mi powtarzać.-spuszczam głowę. Ratuje mnie kelner, który do nas podchodzi.
-Co podać?-obdarza nas uśmiechem.
-Ja poproszę latte macchiato.
-Ja to samo.-dodaje blondynka.
-Dziękujemy.-rzucam po czym kelner odchodzi.
-Co masz zamiar z tym zrobić?-pyta. -Nic.
-Jak to nic?-burczy wściekle.
-Spójrz.-wskazuję na idących, Leona i Francescę za plecami Ludmiły.-Oni się kochają. Nie mam zamiaru tego niszczyć.-spuszczam głowę i widzę tylko jak blondynka kiwa przecząco głową.

***
Hejoszky! Tak prezentuje się mój nowy rozdział.
Dodałam go mimo nie takiej liczby komentarzy jakiej się spodziewałam, lecz 
dziękuję za wszystkie komentarze! ❤ 
Dajecie mi ogromną motywację! 
Ja mam nadzieję, że ten rozdział również wam się spodoba ;**
Lecę i czekam na komki ;)) 
Bajooo ✌ 

Rozdział 4=10 komentarzy!


środa, 8 lipca 2015

Rozdział 2-Lajon.

 

Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja.


Budzę się z lekkim bólem głowy, gdyż wczoraj-na moje szczęście-nie nadużyłam alkoholu. Odwracam się na bok, gdzieś w głębi duszy mając nadzieję, że ujrzę szatyna, jednak moje oczy napotyka uśmiechnięty Tomas.
-Czekałem, aż wstaniesz.-muska mój polik. Ile ja bym dała, żeby na jego miejscu był Verdas. Violetta! Stop! Tomas to twój mąż i to z nim ożeniłaś się, by zapomnieć o Leonie.-mój rozsądek zaczyna powoli wygrywać z sercem. Czuję, że popełniam błąd. Powinnaś walczyć o Verdasa.-tak mówi mi serce, a rodzice zawsze powtarzali, żebym go słuchała, a oni zawsze zaakceptują moją decyzję. Oczywiście jeśli będzie ona decyzją serca. Po namysłach uznaję, że chcę brnąć w to dalej. Francesca jest bardzo fajną dziewczyną i mimo tego, że się nie przyjaźnimy, to zawsze sobie pomagamy. Nie mogłabym odebrać jej mężczyzny, który jest dla niej całym światem. Widać, że cholernie go kocha. Tak jak ja. Violka! Skończ z tym!-odzywa się głos rozsądku.
-To co będziemy dzisiaj robić?-Dodatkowo z przemyśleń wyrywa mnie głos bruneta, który z cwaniackim uśmieszkiem ściąga ze mnie kołdrę i palcem wskazującym sunie po moim udzie w górę. Na szczęście w porę włącza mi się czerwona lampka i zrywam się z łóżka jak oszalała.
-Ty robisz śniadanie, ja biorę prysznic.-rzucam po czym wychodzę nie zamykając za sobą drzwi, dzięki czemu słyszę propozycję wspólnego udania się pod prysznic, którą dostałam od Tomasa. Jednak zdecydowanym krokiem wchodzę do łazienki, zamykam za sobą drzwi na klucz, zrzucam z siebie piżamę i już po paru minutach czuję na sobie letnie krople wody, które mnie otulają.
Violetta. Nie pomyślałaś o tym, że po ślubie małżonkowie współżyją ze sobą, a ty zawsze chciałaś oddać wianuszek ukochanemu Verdasowi. Czy on zawsze musi komplikować mi życie? Po krótkiej chwili nie wytrzymuję góry przemyśleń na temat przyszłego życia i pozwalam gorzkim łzom na zwilżenie moich oczu.


Po skończonym prysznicu postanowiłam zejść do kuchni, mijając przy tym ogromny salon. Apartamenty Verdasów wyposażone są we wszystkie pomieszczenia, zaczynając od kuchni, a kończąc przy ogromnej garderobie. Szczerze powiedziawszy nie biorąc pod uwagę, że to apartamenty w hotelach można byłoby w nich zamieszkać. Czasem zastanawia mnie czy ojciec Leona miał na tyle pieniędzy, by włożyć je w taką inwestycję, a może po prostu ma głowę do interesu, bo przecież młody Verdas musiał to po kimś złapać.
Dobra Violka, to nie twoja sprawa! Ty jesteś tylko ich managerem.-karcę się w myślach i zdecydowanym krokiem wchodzę do kuchni.
-No nareszcie.-wzdycham, gdy widzę Tomasa przy blacie.-Myślałem, że już nigdy nie wyjdziesz z tej łazienki.-mówi, obejmując mnie od tyłu w talii i kładzie głowę na moim ramieniu, delikatnie muskając moją szyję. Przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz i momentalnie od niego odskakuję.
-Violka. Co jest?
-Muszę szykować się do pracy. Wieczorem pogadamy.
-Ale... przecież, to była nasza noc poślubna. Pójdziesz teraz do pracy?-Jestem mistrzynią w zmienianiu tematu.
-Nie mam wyjścia. Wiesz, że moja praca jest dla mnie bardzo ważna.
-Ważniejsza ode mnie?-Człowieku. Przecież wszystko jest ważniejsze od ciebie.
-Proszę. Przestań.-mówię na odwal i udaję się do sypialni w celu przygotowania się do pracy.
Gdy wchodzę do pomieszczenia nie zważając na to, że nie mam nic pod szlafrokiem, zrzucam go jednym ruchem i przeglądam ciuchy w torbie.
Ostatecznie wybieram zestaw bordowe rurki z wysokim stanem, do nich czarne sandałki Rickyego Sarkany, biały cropp top i czarna kopertówka od Chanel, a do tego biżuteria Swarovskiego. Wszystko idealnie pasuje do pogody panującej w Nowym Jorku.
Następnie zwinnymi ruchami robię lekki makijaż, który podkreślam krwisto-czerwoną szminką, a włosy upinam w niedbałego koka.
Końcowy efekt, który udało mi się uzyskać jest powalający.


-Wychodzę.-rzucam przed wyjściem. Oczywiście zabieram ze sobą wszystkie rzeczy. Po pracy od razu wracam do rodziców. Razem ustaliliśmy, że po ślubie będziemy mieli swój kąt w ich willi. I dobrze. Jestem przywiązana do domu, w którym się wychowałam i nie zniosłabym wyprowadzki.
Gdy docieram do swojego białego Audi A8 2014, które dostałam na 24 urodziny od rodziców, wrzucam rzeczy do bagażnika i wsiadam za kierownice. Przed odpaleniem pojazdu zakładam okulary przeciwsłoneczne Polaroid, zapinam pasy i nareszcie mogę włączyć się do ruchu.
Na szczęście w miarę szybko docieram do budynku, w którym Verdasowie zarządzają swoimi hotelami, a ja jako ich manager mam w nim swój dość duży-nie tak duży jak pana Maximiliana i Leona-gabinet i zajmuję się organizacją, koordynacją, planowaniem i kontrolowaniem.
Parkuję samochód i z gracją go opuszczam, w budynku przemierzam ogromny nowoczesny hol, docieram do windy. Zamknij się, no! Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. I bum! Jak grom z jasnego nieba, do tej cholernej kapsuły wbiega ten snobowaty asystent Leona, Charlie.
-Witam ślicznotkę.-całuje moją dłoń, czym wywołuje u mnie ogromne obrzydzenie. Gdy dojeżdżamy na odpowiednie piętro, bez słowa opuszczam windę.
-Dzień dobry pani Castillo.-z wielkim uśmiechem na twarzy rzuca sekretarka młodego Verdasa.
-Dzień dobry.-odpowiadam i mijając biuro Leona-które znajduje się obok mojego-wchodzę do mojego królestwa, siadam na ogromnym białym fotelu przed biurkiem i oddycham z ulgą.
Nie zastanawiając się już nad niczym, rzucam się w wir pracy.


Po paru godzinach słyszę pukanie do drzwi. Cholera! Już 21:00! Nie zauważyłam nawet, że na dworze się ściemniło, ale przynajmniej skończyłam papierkową robotę.
-Mogę wejść?-drzwi lekko się uchylają, a w nich pojawia się Leon. We własnej osobie.
-Pewnie.-rzucam cały czas patrząc w ekran mojego MacBooka Pro.
-Violetta. Czemu jeszcze tu siedzisz? Powinnaś być z mężem.-wyczuł, że coś jest nie tak.
-Nawet mi nie przypominaj. Mam dość. Najchętniej to napiłabym się teraz czegoś mocnego.-na jego twarzy pojawia się cwaniacki uśmiech, a on w przeciągu chwili przeczesuje prawą ręką swoją grzywę. O matko. Verdas. Chyba wiesz jak to na mnie działa. Zaraz się na niego rzucę.
-Nie ma problemu. Znam dobry bar.-O tak! To ci się przyda Violka.
-Więc chodźmy.-bez zastanowienia wstaję z fotela, szybko porządkuję biurko, biorę torebkę i wychodzę, a on zaraz za mną.
Sekretarki już nie ma. Cały budynek opustoszał, a my nadal pracujemy. Czy tylko my się staramy?
Moje przemyślenia przerywa dzwonek windy, do której obaj wchodzimy.
-Leon, ale ja jestem samochodem.-mówię, gdy drzwi zamykają się.
-A ja mam szofera i limuzynę. Samochód zostaw tutaj, ja cię odwiozę, a jutro odbierzesz swoje cudeńko.-mówi z szerokim uśmiechem na twarzy.

Od 2 godzin siedzimy w barze i ja, ani trochę się nie hamuję. Za to Leon przestał po 2 drinku, chyba chce zachować trzeźwość, a ja pogubiłam się już w ilości i czuję, że powoli moje ciało odmawia mi posłuszeństwa.
-Violu. Wracamy już.-bierze mnie pod ramię, wyprowadza z budynku i kieruje się w stronę swojej limuzyny.
-Lajon. Wiesz, że jesteś cholernie przynstojny?-słyszę jego śmiech i czuję jak układa mnie na siedzeniu w swojej limuzynie.
-Do willi Castillo.-rzuca do szofera.
-Jutro będziesz miała kaca. Nie musisz przychodzić do pracy. Odwiozę ci twój samochód.-mówi troskliwym głosem, a ja posłusznie podaję mu kluczyki do mojego Audi.
-Nawet, gdy jesteś pijana, cholernie mnie pociągasz.-przybliża się do mnie i ujmuje moją twarz w dłonie, a ja czuję się jakbym skamieniała. Bez zastanowienia wbijam się w jego usta. Tak. Tego potrzebowałaś.-mówi moja podświadomość. Ten pocałunek jest niezwykle namiętny, a on całuje tak jakbym miała mu gdzieś uciec. Czuję, że jutro nie będę o niczym pamiętać.

***
Hejka naklejka! I jak? 
Taa wiem. U mnie akcja szybko się rozwija, ale już jesteście poinformowani, że Leonetta nie będzie miała łatwo.
Violka się schlała. W sumie też bym tak zrobiła, gdybym miała takiego męża :'')
I na koniec besooo! ♥
Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem i pierwszym rozdziałem.
No to lecę! Bajooo! ;**

10 komentarzy=Rozdział 3!!!
 



Obserwatorzy