Zostawcie po sobie ślad, to dla mnie motywacja.
Rozmowa z Fran nie należała do najprostszych. Jednak dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Na temat Leona i Tomasa. Ostrzegła mnie przed brunetem. Dlaczego? Co chciała mi przez to powiedzieć? Czyżby dobrze znała mojego męża? Nie rozumiem. To wszystko zaczyna mnie przytłaczać. Bez zastanowienia udałam się do domu, by wziąć relaksującą kąpiel. Na szczęście Tomas wybrał się na siłownię i mam chwilę dla siebie. Na przemyślenie wielu ważnych spraw. Idealnym do tego miejscem okazał się być balkon w moim pokoju. Nastał już wieczór, więc pojawiły się gwiazdy. Jest magicznie. Do tego wszystko kusi mnie teleskop, ale go nie tknę, bo znając mnie, znowu coś popsuję. Postanowiłam, że posiedzę na tej cudownej ławce, którą nie wiem skąd, kojarzę.
- Pięknie prawda?- Nagle obok mnie pojawia się ciocia Leona.
- Wystraszyła mnie pani.- Posyłam jej łagodny uśmiech. Bardzo ją lubię.
- Pamiętasz?- Co? Nie! Mam dość zagadek na dzisiejszy dzień.
- Słucham?- Odpowidam pytaniem na pytanie. Nie wiem co jej chodzi po głowie. Co mogę pamiętać?
- Jak miałaś 3 latka byłaś u mnie z twoimi rodzicami i bratem. Jak mu tam? Federico?- Kiwam twierdząco głową. Zatkało mnie.- No i oczywiście z Leonem i jego rodzicami.- Wytrzeszczam oczy. Wiem, że naszych rodziców łączy niezwykła przyjaźń, ale dlaczego nigdy mi nie powiedzieli, że już tu byłam.
Gładzę dłonią ławkę, którą- już wiem- skąd kojarzę.
- Więc jednak coś pamiętasz.- Stwierdza. - Jak przez mgłę. Kojarzę tylko ławkę.- Poprawiam.
- To i tak dużo. Miałaś wtedy 3 latka. Twój brat i Leon wiedzą więcej.- No tak! Fede miał wtedy 5 lat, pewnie coś pamięta. Czemu mi nie powiedział?
- Nie wiedziałam. Nikt mi o tym nie powiedział. - Przymykam oczy i czuję jej dłoń na moim ramieniu.
- Nikt nie chce do tego wracać.- To ja już nic nie rozumiem. Zawsze jestem niedoinformowana. O co w tym wszystkim do cholery chodzi?
- Powinniście porozmawiać. -Wskazuje na drzwi balkonowe, w których stoi Leon i wychodzi.
- Jak długo nas podsłuchujesz?- Zadaję pytanie, gdy mężczyzna siada obok mnie.
- E...no niedługo.- Oj Verdas. Nie umiesz kłamać.- Myślałem, że nic nie pamiętasz.- Teraz on? O co im chodzi?
- Możesz mi to wszystko wyjaśnić?- Pytam, spoglądając w jego tęczówki.
- Kiedy miałaś 3 latka, a my z Fede 5, przyjechaliśmy tu z rodzicami na wakacje. Każdego wieczoru w trójkę siedzieliśmy na tym balkonie, na tej ławce i oglądaliśmy gwiazdy przez ten teleskop.- Nie mogę uwierzyć! Dlatego to wszystko wydawało się takie znajome.
- To dlaczego nikt nie zechciał mi o tym powiedzieć?- Ciągne dalej.
- To były ciężkie wakacje dla naszych rodziców...- spogląda na plażę i kontynuuje- pewnego dnia bawiliśmy się na brzegu plaży z sześcioletnią dziewczynką, którą poznaliśmy i bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Mieszkała w sąsiednim domu.- Przerywa.
- Co dalej?
- Budowaliśmy zamek, do którego potrzebna była woda, więc ona po nią po szła. Nie minęła nawet chwila, a ona po prostu zniknęła w ogromnych falach. Jej tata wskoczył za nią. Wyłowił ją. Niestety już nie żyła.- Kończy. Jestem szoku. Nikt nie raczył mi o tym opowiedzieć.
- Co z jej rodzicami? Co z nią?- Obrzucam go pytaniami. To wszystko jest takie niemożliwe.
- Jej rodzice wyjechali do rodziny, do Włoch, krótko po tym, a ona została tam pochowana.- Po moim policzku mimowolnie spływa jedna łza. Szatyn natychmiast to zauważa i opatula mnie swoimi ramionami. Ta miękkość. Jego zapach! Czuję się przy nim taka bezpieczna. Chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie.
- To było dawno. Czasu nie cofniemy. Trzeba pogodzić się ze wszystkim.- Ma rację. Ja również muszę pogodzić się z moją decyzją. Gdy przypominam sobie o Tomasie i Fran, momentalnie od niego odskakuję.- Co się stało? Zrobiłem czy powiedziałem coś nie tak?- Na jego twarzy maluje się zakłopotanie.
- Nie to nie twoja wina. Po prostu tak jakoś...- Nie daje mi dokończyć, kiwając przecząco głową. Rzucam mu pytające spojrzenie.
- Wiem, że to niekomfortowa sytuacja dla nas obojga, ale wiem też, że oboje w tej chwili czujemy to samo.- Powoli zmniejsza odległość pomiędzy nami. Moje serce chce tego. Chce tego pocałunku. Błagam! Zrób to!- Każda chwila przy tobie sprawia, że staję się tobie całkowicie podwładny. Przy tobie czuję się tak jakbym chciał.- Próbwał jeszcze coś powiedzieć, ale uniemożliwiła mu to, wbijając się w jego usta. Czułam jak uśmiecha się przy pocałunku. Postanowiłam zalać go moją namiętnością. W tym pocałunku pokazałam mu wszystkie uczucia, które żywie do niego.
Czuję się szczęśliwa, dzięki tej chwili i dzięki temu, że teraz oboje jesteśmy trzeźwi i w pełni świadomi tego co robimy.
Po dłuższej chwili nie wytrzymujemy z powodu braku powietrza i odrywamy się od siebie. Stykamy się czołami i cały czas na siebie patrzymy.
- Co my robimy?- Postanawiam zadać nurtujące mnie pytanie.
- Sam nie wiem. Oszaleliśmy.- Odrywam się od niego. W jednej chwili wszystko stało się dla mnie jasne. Dla niego, to tylko szaleństwo. Tak jak myślałam. Czas się otrząsnąć.
- Wszystko jasne.- Wypalam.- To nigdy nie powinno się wydarzyć.- Dodaję i odchodzę, zostawiając go całkowicie oszołomionego.
Szósta rano. Budzę się w dobrym nastroju i pełna energii na poranne biegi. Najciszej jak tylko potrafię wymykam się z pokoju, biorąc do ręki mój IPhone wraz z jego słuchawkami.
Wzdychając zamykam drzwi sypialni i kieruję się do garderoby.
Dobrze, że zabrałam ze sobą mój ulubiony zestaw, czyli obcisła biała bokserka i czarne leginsy, moje różowe roshe run oraz kremowa bluza z Nike. Cały mój zestaw jest z Nike, to moja ukochana sportowa firma. Nie wyobrażam sobie innej.
Ubrana wchodzę do łazienki, szybko szoruję zęby i upinam włosy w luźnego kucyka.
W kuchni wypijam jeszcze szklankę soku pomarańczowego, po czym kieruje się do wyjścia.
Na zewnątrz zakładam słuchawki, w których rozbrzmiewa mój ulubiony kawałek, They know about us.
Już gotowa rzucam się do biegu. Zdecydowanie tego mi było trzeba. Pewnego rodzaju ucieczki.
Uwielbiam to uczucie. Mknę przed siebie, zahipnotyzowana melodią piosenki, a promyki wschodzącego słońca otulają moją twarz.
Biegnę nie skupiając się na niczym. W pewnym momencie z rozkoszy zamykam oczy i nie mija nawet chwila, a zderzam się z jakąś rozbudowaną sylwetką, by po chwili przywitać się z twardym krawężnikiem.
Czuję niemiłosierny ból w prawej kostce, więc łapię się za obolałe miejsce i cicho pojękuję.
- O matko wybacz! Nie zauważyłem cię!- Unoszę głowę, by zobaczyć kto jest sprawcą tego zajścia.- Violetta?- No nie! On?
- Leon?- Moje zdziwienie nie równa się z jego. O co mu chodzi?
- Nie wiedziałem, że biegasz.- Mówi zaskoczony i próbuje pomóc mi wstać, jednak go odpycham.
- Co w tym dziwnego? Poza tym jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- Rzucam wściekle, na co on unosi ręce w geście obronnym. Palant!
- Pomogę ci.- Próbuje złapać mnie pod ramię.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję twojej łaski.- Dzisiaj ze mną nie wygra. Wyrywam się z jego uścisku i kulejąc udaję się w stronę domu Anne.
Jak on może zachowywać się normalnie po tym co się wczoraj zdarzyło? No jak?
Nie rozumiem tego faceta, raz mówi, że przy mnie czuje się niezwykle, a za drugim razem, że to robimy to szaleństwo. Ja nie chce. Nie chce zranić Tomasa, ani Francesci. Jednak to wszystko jest silniejsze ode mnie. Po co mi był ten cały ślub? Wpakowałam się w niepotrzebne kłopoty. Myślałam, że uda mi się zapomnieć o Verdasie.
Teraz widzę, że to praktycznie niemożliwe.
- Violu co się stało?- Gdy wchodzę do domu, ciocia Leona od razu zauważa, że kuleję.
- Biegałam i potknęłam się o wystający korzeń w parku.- Z trudem udaje mi się skłamać. Kobieta łapie mnie pod ramię i usadowia na kanapie w salonie.
- Siedź tutaj, ułóż nogę na stoliku, a ja przyniosę lód.- Mówi i odchodzi. W tym momencie do domu wchodzi Leon. Ehh. Czy on zawsze musi wyglądać tak seksownie i pociągająco?
- Violetto wybacz mi to z wczoraj i dzisiaj.- Klęka przy mnie i łapie dłoń. I co mam teraz zrobić?
- Zapominamy o wszystkim tak jak ostatnio?- Pytam niepewnie choć i tak wiem, że nie uda mi się zapomnieć.
- T...Tak.- Jąka się. On też tego nie chce.
- Więc jest okej.- Posyłam mu ciepły uśmiech, a on całuje mnie w policzek, niebezpiecznie blisko ust.
- A co się tutaj dzieje?- Odrywamy się od siebie, gdy słyszymy chichot jego cioci.
- E... No, ten... Przepraszałem Violettę, bo to przeze mnie się przewróciła.- Uśmiechamy się do siebie jednoznacznie.
- Rozumiem.- Chichocze i kładzie lód na mojej kostce. Przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz i zaczynam cicho syczeć.
- Boli?- Kiwam twierdząco głową na pytanie Leona, który przygląda mi się z troską.
- Ty nigdy nie przestaniesz broić, prawda?- Na pytanie Anne, zaczynamy głośno się śmiać.
Nagle zauważamy, że na schodach od dłuższej chwili stoją Francesca i Tomas. W ich oczach dostrzegam... Zazdrość?
***
Hejoszky! ;*
Oddaję Wam rozdział 6 nanana xd
Oby spodobał Wam się tak jak poprzedni ;)
Zrobiłam dużo Leonetty dla Was i Bessooo! ❤
Uznałam, że nie wiecie o mnie dużo, więc pod tym rozdziałem możecie
ZADAWAĆ MI PYTANIA!!!
Na wszystkie odpowiem ;**
I pamiętajcie o zakładce ZAPYTAJ BOHATERA.
Lecę i czekam na komki i pytania ;))
Bajooo ✌